lis 28 2008

pierogi Terrorysty


Komentarze: 1
Jestem zmarnowana. Doslownie. Sil brak, checi tez. Ale robie... w koncu nie wiem ile czasu mi jeszcze zostalo.

Ostatnie 2 dni walczylam z lukrowaniem piernikow - cale szczescie, ze wiekszosc zjadlam, bo i tak zajelo mi to sporo czasu.
I z robieniem ciasta na pierogi i faszerowania go:). Kiedys jakos mi to szlo, a wczoraj wszystko pod gorke. Ciasto jakies dziwne wyszlo. Posklejaly mi sie te pierogi cholerne. Jak wrocil Slubny druga ture ciasta dorobilam. Myslalam, Ze zajmie mi sie Terrorysta, ale gdzie tam. Mecz kurwa lecial i maly moglby sie zaryczec na smierc... nawet nie spojrzal.
Wiec lepilismy pierogi razem z Terrorysta. Maly siedzial na blacie, robil dziury paluszkami w "kókach" i ugniatal. A ze wyczulony na czystosc, co chwila piszczal, ze ma lapki brudne. Obled. Ale najwazniejsze, ze mial frajde... A ze 2 razy dluzej robilam... , ze brzuch bolal jak diabli..., ze kregoslup ledwo pion trzymal... No coz, nikt mi szczecia w oczach Terrorysty nie zabierze z pamieci...

A Slubny? Slubny niech sie wypcha tym meczem. Bol i zmeczenie szybko zapomne. Ciezko przespana noc ze zmeczenia i dretwienia konczyn tez. Radosc malego zostanie:))
ciernista : :
29 listopada 2008, 09:07
No, normalnie wzruszyła mnie twoja miłość do Terrorysty. A jeśli chodzi o Ślubnego... to większość z nich ( tzn.tatusiów) ma tę przypadłość, że mają tyle spraw ważniejszych. Ot... kiedyś, ktoś powiedział mi coś takiego: "ojciec dziecięciu, jak byk cielęciu". Coś w tym jest, bo utkwiło mi w pamięci na wiele lat.

Dodaj komentarz