sty 27 2010

rozlozylo nas


Komentarze: 1
Zaczal Miszelin. W niedziele w nocy temperatura i brak innych oznak. Od czasu do czasu katar, jesli to katarem mozna bylo nazwac.

Dzisiaj juz bez temperatury, ale kaszel jakis taki... I ten niby katar nadal jest. Ide dzisiaj do lekarza. Bo nie chce mi sie sluchac Slubnego, ze dzieckiem sie nie przejmuje. Zreszta zaczelam sie troche przejmowac dlatego pojde.

Ja polamana. Dzis juz jest lepiej. Tylko kregoslup mnie cholernie boli. Ale wczoraj bylam wrakiem czlowieka. Miszelin latal, bawil sie, ryczal, a ja lezalam i nie mialam sil do niego wstac. Po poludniu Slubny pozwolil mi polezec 2 godz i jest jakby lepiej. Pospalam, wypocilam, bo jak maly latal to czuwalam. Lezec niby lezalam, ale to nie to.

Slubny tez nie teges. Wczoraj marudzil, ze on tez zle sie czuje, a jednak zajal sie dziecmi i moglam spac, a nim nikt sie nie przejmuje. Tyle ze ja nie mialam sil sie ruszac, a on w tym czasie sprzatnal mieszkanie. Chyba faktycznie chory, bo do tej pory uwazal, ze to moj obowazek.

Tym sposobem tylko Terrorist sie trzyma. Ciekawe jak dlugo.

ciernista : :
ote
27 stycznia 2010, 11:50
skąd ja to znam, jak widzę nasze dzieciaki chorują w podobnym czasie i maja podobne objawy - łącze się w bólu, chociaż to niewiele daje;

Dodaj komentarz