Spontan. Sopot.
Komentarze: 1
Pierwotna mysl, to byl Gdansk. Chcielismy okrety dzieciom pokazac. Jednak ledwo wjechalismy do Trojmiasta juz na sibiku informowali, ze droga na Gdynie zawalona. Korki na jakies 2h. Podarowalismy. To nie dla malych dzieci, z ktorych najstarsze mialo 4 lata, a najmlodsze blisko 7 m-cy.
Balam sie o Terrorista, ktory od rana klepal tylko o statkach. Na szczescie dziecku wystarczyl widok motorowki, dzwiga wodnego, kłada ratownika i balona tudziez motolotni, czy jakiej innej lotni. Po niebie w kazdym razie sie pałętało...
Terrorist szalal na plazy z Pepe. Lali z wujkiem Nerolem wode do wykopanych dziur i wskakiwali. Pepe w pewnej chwili dopchac sie nie mogl i zazdrosny o wlasnego ojca sie rozplakal. Terrorist nic sobie z tego nie robil i dalej szlal. Do wody jednak wejsc nie chcial. Tylko nogi i tylko na sekunde. Pod koniec troche dal sie zamoczyc (ja tylko po kostki, ale dzieciaka pchalam w zimna wode - takam wyrodna mamuska).
Kacper tylko w skarpetkach pozwolil sie prowadzac. Jak mial bose nozki to je strasznie podkurczal. Biedne takie roczne maluchy na plazy. Nie poraczkuja a pochodzic tez nie bardzo bez umeczenia rodzicow.
Miszelin o dziwo caly dzien grzeczniutki. Plaze praktycznie przespal. Tylko mu wode pokazalam. Kopytka zamoczylam, ale niechetny byl. Juz mu sie bardziej piasek podobal. Umazal lapska i jeszcze do dzioba wsadzil. Ale jeszcze nie slyszalam, zeby piasek komus zaszkdzil:) wiec sie nie przejelam. Zaladowalam Miszelina do wozka i Slubny poszedl na lad bezpiskowy go usypiac.
My na tej plazy jak ostatnie sieroty wygladalismy. Ja nawet recznika nie mialam, bo nie przewidywalam, ze na plazowaniu sie skonczy. Stroju zadna z nas nie miala. Zreszta chlopy tez nieprzygotowani. Tylko Nerol jakies spodenki zabral na przebranie. Jakby wyczul, ze bedzie w wodzie z Pepe:)
Alina w spodnicy, my z Anita w spodenkach z czego ja w 3/4 i czarnych. Moj Slubny w koszuli niedzielnej... Ludziska rozbebeszone, panny sie wdziecza, chlopy opalone torsy wypinaja, a my w lumpach siedzimy na piasku...
potem na rybku sie udalismy, potem jeszcze lody i do domciu.
O ile droga do Sopotu zajela nam 70 min, to wracalismy 3h, takie korki byly. Nawet autostrada sie korkowala przy bramkach. Masakra.
I tego juz Miszelin nie wytrzymal. Darl sie jak opetany blisko 30 min. Jak w korku wytargalam go z fotelika caly biedak byl mokry. Po 20 minutowym korku maly dal sie wlozyc do fotelika i jakos dojechal.
Jeszcze szalal szczesliwy u tesciow na podlodze. Pozycji brzusznej mu chyba brakowalo. Biedak caly dzien na siedzaco i lezaco. Wytrzymal o dziwo do 20.00. Jak nigdy. O 19.00 musi byc na codzien kapany i ewentualnie potem jeszcze guga i sie obraca na wszystkie strony.
Dzien udany. Czesciej musimy takie wypady organizowac ze Slubnym.
Dodaj komentarz