wrz 01 2010

Terrorist przedszkolak


Komentarze: 6

Smutno mi dzisiaj. Od rana miejsca znalezc nie moglam. Powod... Terrorist poszedl do przedszkola.

 

Niechetny byl odkad sie dowiedzial, ze kiedys pojdzie. Niby od kilku dni nie reagowal agresywnie i nerwowo na wzmianke o przedszkolu, ale dzisiaj probowal walczyc.

 

Miszelin tez niby do "mini przedszkola szedl". Tak dla spokoju Terrorista. Ale nie pomoglo.

 

Poradzili mi w przedszkolu, ze jak pierworodny bardziej jest ze mna zwiazany, to lepiej bedzie jak go Slubny bedzie odprowadzal.

 

Pozegnalam Terrorista i poszedl z naburmuszona mina. Stalam na tarasie. Palilam fajke. Odjezdzali. Terrorist nawet nie spojrzal. W sumie to nie wiedzial, ze tam bede. Siedzial wpatrzony w jeden punkt. Niepocieszony. Jakis taki samotny.

 

Moze i lepiej, ze nie patrzyl. Lzy juz mi lecialy, rece sie telepaly, ze ledwo fajka do geby trafialam. Bo sie konczy jakis etap w jego zyciu,.... bo taki smutny,.... bo ja tam nie moge byc (a planowalam, ze razem pojedziemy tego pierwszego dnia), ... bo znowu go oddaje......, bo go okalmuje....

 

Obiecalam, ze odbiore po obiedzie, czyli ok 12.00.

 

Do tego czasu telepalam sie po chacie przestawiajac wszystko z jednego miejscie w drugie. Szczescie, ze sasiadka tez w tej samej sytuacji co ja. Moja przyszla synowa odwozila. Prawie nago wylecialam na taras jak uslyszalam podjezdzajace samochody. Wylecialam jak podjechala, a ona juz z telefonem przy uchu. Do mnie dzwonic chciala. Pocieszalysmy sie przy kawie.

 

Tyle, ze Terrorist ledwo przekroczyl prog juz plakal i takiego go Slubny zostawil. Synowa natomiast poleciala do dzieci w locie calujac mamuske.

 

Miszelin jakies 30 min po wyjsciu Terrorista potrafil sie zabawic, ale potem stal sie marudny i miejsca sobie nie mogl znalesc. Jak sasiadka wyszla, zaczelam, utrudiajac  sobie jak tylko moglam, ogarniac bajzel, o ktorym juz wspomnialam. Miszelin platal sie pomiedzy. Nawet jak sie z nim bawilam jakis taki nie teges byl. Co sie dziwic?  Przywykl, ze nie jest sam. I mimo ze ciagle obrywal, mial wyrywane zabawki, wrzask skierowany na niego, czegos mu brakowalo. Zreszta nie zna lepszego zycia. Odkad pamieta Terrorist mu dokuczal.

 

Ok poludnia, w deszczu, lecialam jak na skrzydlach po Terrorista. Wchodze, otwieram sale i widze obraz nedzy i rozpaczy, wlokacy swa eje (pielucha dla przypomnienia), tulacy kotka i trzymajacy pania za reke. Jak mnie zobaczyl od razu gebusia sie rozjasnila.

 

I co? I tak jak podejrzewalam. Moj Terrorist ryczal cale 4h z kawalkiem. Histerii dostal jak z dworu mieli wrocic na obiad. ( Chyba wiem dlaczego. Dziecko obserwatorem jest dobrym. U moich Rodzicow z balkonu widac moje ex przedszkole. I jak dzieci sa na dworze to oznacza, ze rodzice po nie przychodza. A przynajmniej moj Terrorist akurat w tych godzinach potrafil patrzec na bawiace sie dzieci.)

 

Oczywiscie nie ruszyl sniadania. Na obiad zjadl az lyzeczke zupy. [ Przegial no nie? Tak sie obzerac!!! ]

 

Szczescie jest stazystka, ktora caly czas poswiecila tylko jemu. Bo tylko Terrorist byl dzieckiem placzacym.

Nie wspomnialam, ze chodzi do grupy 5 i 6-cio latkow. W jego wieku sa tylko 3 osoby. Dlatego reszta nie ryczala:) bo przyzwyczajona.

 

 

Po poludniu byl u babci grill na czesc przedszkolakow. Dzieciecy szampan. Terrorist dumny jak paw. Szczesliwy. I wydawac sie moglo, ze pogodzony z losem, ze jutro tez idzie.

 

Ale nie! Wracamy do domu. Slubny pojechal na zakupy. Ja tu ich do kpieli chce zaciagnac. Terrorist bawi sie samochodem i nagle w ryk. Ze on tam nie pojdzie, ze tylko ze mna i ja MAM tam byc, ze wtedy bedzie sie bawil z dziecmi i z pania.

 

Takiego smutnego jak dzis wieczorem, to go jeszcze nie widzialam. Czytalam i lezalam z nim do zasniecia. Boszeeee jak on cierpial. Te jego slipia i rzesy jak firanki..... KOSZMAR.... takie smutne, ze az mi lzy ciekly ( nie widzial) i teraz tez mam kluche w gardle.

 

Juz sie raz z krzykiem przebudzil.

 

Po poludniu tez zasnal. Obudzil sie z wrzaskiem i wrzeszczal przez jakies 30-40 min, odpychajac mnie jednoczesnie.

 

Chyba bedzie ciezka noc.  .......   A ranek jeszcze gorszy ........

ciernista : :
08 września 2010, 08:39
oby u nas tak nie bylo - za mną to raczej mały tęsknił nie bedize pewnie za tatą i babcią najbardziej ech :(
ja tylko 3-4 godz. dziennie z nim spedzam a men i babcia po 7 godz. z nim są :(
co za życie
Wu
07 września 2010, 12:16
Martynię popieram w calej rozciągłości. z Bandytą miałam lżej niż Ty ze Starszym, ale rozumiem doskonale.
06 września 2010, 00:19
moonik1
05 września 2010, 12:45
Oj u nas to chyba będzie podobnie... Ludzik za dziećmi nie przepada (właściwie to mało powiedziane - on ich nie lubi, nie potrzebuje i chce się bawić tylko z mamą i tatą, reszta może nie istnieć). Rodzeństwo cioteczne obchodzi na metr, zwykle wizyta kończy się rykiem i pokazywaniem drzwi wyjsciowych. Chyba pierworodni tak częśto mają niestety :( Moja mama do dziś opowiada jak dała moją starszą siostrę do żłobka i dziecko przez cały rok spędzało dzień na wyczekiwaniu mamy. Do przedszkola poszła dopiero do zerówki, bo mama stwierdziła, że jak rok żłobka się nie udał, to widać za wcześnie. I zerówkę polubiła :)
02 września 2010, 19:40
Przyzwyczai się, nie ma innej opcji. Ale wyobrażam sobie, jakie to musi być ciężkie...
02 września 2010, 15:34
współczuję... ja jak Filipa dawałam do przedszkola to mi się serce krajało...
dopiero po dwóch miesiącach przestałam krążyć wokół przedszkola bo gdyby coś się działo to bym była tuz tuż...
Są dzieci co lubią przedszkole i są takie co nie bardzo ;)
Wiem, że z Jakubem nie będę miała takiego problemu (chyba)... On jest bardziej przebojowy od Filipa ;)

Dodaj komentarz