sty 06 2010

chorobsko nas dopadlo


Komentarze: 1
Poszlam sobie do Wu w sobote. Na ploty. Wyjscie i tak stalo pod znakiem zapytania, bo Miszelin zaczal sie budzic i ryczec. Ale sie dalo.

Wu wsciekla byla. Chciala winka sie napic, a tu Ony zostawil koncowke na dnie:) Hehehe. Luj latal miedzy nami. Przeziebienie go bralo. Angina chyba z tego sie rozwinela.

Wrocilam do domu, a tu mi z pokoju Terrorista kaszel dobiega. Balam sie o Miszelina, a zaatakowalo z innej strony. W nocy temperatura. Wywalilam Slubnego, coby z nim spal.

I sie zemscilo. Od niedzieli Slubny tez pociagajacy, narzekajacy i marudzacy. Nie miala baba klopotu...

W poniedzialek przyszla lekarka. Osluchala, w gardla zerknela, zapisala leki. Cala trojke dalam pod lupe.

Miszelin do wczoraj sie trzymal, ale tez go dopadlo. Najgorsze, ze nie daje sobie lekow w gardlo wepchnac. Wszystko wypluwa. Wlewam do mleka. Jedyna nadzieja, ze zostana w zbuntowanym organizmie. I mnie tez rozlozylo:(

Dzis juz lepiej. Miszelin tez nie mial temperatury. Lekki katar i kaszel raz na 3h.

Terrorist juz ma chyba dosc siedzenia w domu. Dzisiaj wrzeszczal, bil malego, wymuszal i kombinowal jakby tu utruc mi zycie. Jutro do niani pojdzie. Zreszta jego choroba trwala 24h i wydobrzal. A co wszystkich wkolo zaprawil to jego.

Ze mna tez lepiej. Sie zdaje. Bede zyc:)
ciernista : :
ote
06 stycznia 2010, 19:09
u nas też domwy szpital, tylko ja się nie daje, chociaż jestem cała w glutach jaśka :P

Dodaj komentarz