Dzionek minal...
Komentarze: 0
Rano Slubny podniosl mi cisnienie. Jego mama w szpitalu, a on jej obiecal, ze w sobote moze przyjedzemy z Tutkiem. Niby nic takiego, ale jak dzis pamietam jej absolutny zakaz!!! brania malego do szpitala, gdy tesc lezal. Bo bakterie, bo choroby, bo dziecka do szpitala sie nie zabiera. Jak moja mama lezala na rehabilitacji, to tez wysluchalam setki "dobrych rad". A wspomne, ze moja Mama nie widziala wnuka 1,5 miesiaca. Ja bylam u Rodzicow 2 tyg, a Mama ogladala Tutka z okna szpitalnego. A teraz to ona by chciala... wyjdzie, zobaczy.
Po popoludniowej drzemce Tutek obudzil sie z fochem. Wrzeszczal jak opetany, kazal sie nosic i nie dalo sie z nim porozumiec. Obiadu nie zjadl. Latal z wrzaskiem za mna. Wolal dziadka, tate, babe. Sam nie wiedzial czego chce. Ta godzina wyczerpala mnie bardziej niz caly tydzien.
Juz balam sie, ze z niania nie pojdzie, bo jeszcze na klatce marudzil. A ja zaplanowalam rozpakowanie 4 kartonow. Ale "ciocia" ma podejscie do smarkacza i nawet nie zaplakal jak odchodzilam.
Robote wykonalam.
Tesc testowal plyte elektryczna i troche mi przeszkadzal, wolajac co chwila.
Drzwiczki i polki do szafki w lazience zakonczone, kontakty praktycznie tez...
Bajzel niemilosierny jeszcze, ale zblizamy sie ku koncowi... mimo ze tego nie widac :)
Meble pozawijane, porozstawiane po katach, papier zabezpieczajacy na podlodze, walajace sie srubki, wiertla, srubokrety, wieczny kurz... Podobno w przyszlym tyg gora bedzie zamknieta (wstawia drzwi, bo najwieksze graty juz na miejscu), papier zdjety, podlogi pomyte i meble poustawiane na swoich miejscach.
Jacek zajmie sie wykanczaniem piwnicy.
Dodaj komentarz