I po swietach...
Komentarze: 0
Do stolu mielismy usiasc o 16.00, ale jak to juz zdazylam sie przyzwyczaic, przesunelo sie o godzine. Klusek zaczal domagac sie jedzenia. Slubny sie nim zajmowal, a potem oszukalismy go glukoza. Lezal w wozku i mial umiejetnie przystawiona butle. Terrorysta w tym czasie "naprawial" kola w wozku pila lancuchowa, przykrecal i odkrecal sruby i co tam mu jeszcze wyobraznia podpowiadala.
A potem prezentowy szal.
Terrorysta zadowolony. Nic sie nie bal Gwiazdora. Przyprowadzil go za reke do pokoju, pocalowal w owa reke, usiadl na kolana... I tu mu troszke mina zrzedla, ale twardo siedzial. A potem pospieszal Gwiazdora, zeby szybciej rozdawal prezenty, bo chcial dojsc do swoich sanek, ktore mialy tylko kokardke, do wozka dla jego osobistej dzidzi... [ Tak wiem, chlopec i wozek dla lalek. Ale moze dzieki temu przestanie wyrywac dziewczynkom ich wozki:). Zreszta Superniania tez kiedys jakiemus zazdrosnemu braciszkowi przyniosla lale i wozek. Moj zazdrosny niby nie jest, ale wole sie zabezpieczyc.]
Jak juz dalo sie dojsc do tych sanek, to zrzucil wszystkie paczki i paczuszki z nich i zadowolony sie wgramolil. Dlugo nie posiedzial, bo juz go gnalo do podawania domownikom ich prezentow. Dla cioci Kaili i Wujka Wojtka (Gwiazdora) odkladal na bok i zapewnial, ze jak tylko wujek wroci, to mu da.
I dla tej radosci na twarzyczce Terrorysty warto bylo isc do tesciow.
Terrorysta nie wiedzial za jaka zabawke sie zabrac, ale ze mial dosc duzo czasu pobawil sie wszystkim, lacznie z kluskowym lezaczkiem. Prezenty chyba trafione dla starszego
Ja dostalam wyposazenie kuchni, ze tak powiem:). Slubny sie postaral i mam mikser i parowar. A tesciowa dorzucila toster:)
Ksiazka tez mi wpadla - "Milosc nad rozlewiskiem". Juz domowilam dwie pierwsze czesci, bo jakos od konca czytac nie lubie.
Kolejne dwa dni tez minely. Niestety Kluska mecza kolki. Od dzisiaj przechodze na chleb z maslem i ryz. Zobaczymy co z tego wyjdzie. potem zaczne powoli dodawac inne produkty. A tak mam ochote na zarelko takie niezdrowe, na mandarynki i czekolade, na jogurty, ktorych nie lubilam i na soki, za ktorymi tez nigdy nie przepadalam.
Czasem mam ochote przejsc na butle. Latwiej by bylo. Wiecej czasu dla siebie, dla Terrorysty. Inni mogliby za mnie Kluska nakarmic, a ja spokojnie sie wykapac, zjesc, wyjsc na spacer z Terrorysta... Ale poki co musze czekac az Klusek sie unormuje, bedzie mial stale pory napadu na mleczarnie i bedzie szybko obchodzil sie z ta mleczarnia:).
A teraz boje sie poniedzialku... Slubny wraca do pracy... A ja z dwojka. I najgorsze jest to, ze Klusek zada jedzenia w porach kiedy Terroryste bede musiala wyszykowac do niani, kiedy jest pora usypiania Starszego...
Damy rade. Damy no nie????
Dodaj komentarz