pierniki
Komentarze: 0
W piatek zaszalalam. Ile mozna siedziec i nic nie robic. Pomyslalam sobie, ze w koncu w sobote zacznie sie 37 tydz, Klusek ma ok 4kg... To dlaczego czegos nie porobic???
Wyszorowalam lazienke. Na kolanach, z wyciagnietymi lapami pod sufit, pochylona nad wanna- to latwe nie bylo, bo z brzuchem nie mialam co zrobic... A kurde nie dalo sie odlozyc na bok...
A jak pozbylam sie po poludniu Terrorysty, zabralam sie za pieczenie piernikow. Ciasto mialam przygotwane dnia poprzedniego. Nabieralo mocy... hehe.
Biorac przepis od mamy ( a ta od psiapsioly) nikt mnie nie poinformowal, ze bedzie tego dla calej jednostki wojskowej. Kurwa od ok 16.00 do 19.22 dokladnie, stalam przy stole, walkowalam, foremkowalam, na blache, wyciagalam blache, wkladalam druga... i nie nadazalam... o! I jeszcze Terrorysta o 18.00 wrocil. I chcial pomagac. Bidak paletal sie pod koniec miedzy nogami i szukal zainteresowania. Ale i tak dlugo sam zajal sie soba. Dumna z niego bylam. A ja nie nadazalam. A Slubny szafe w przedpokoju zbijal, a potem robil zakupy i tez malym nie mogl sie zajac.
Ale zrobilam. I wyszly. I dobre. A tak, bo juz powyzeralam. W koncu po to robilam teraz, zebym jakas przyjemnosc z nich miala. Jak Klusek opanuje cyca, to juz sobie nie pojem. Z wiekszosci dobrodziejstw bede musiala zrezygnowac. Jeszcze pierogi chyba zrobie. Poobzeram sie, a reszte zamroze. O!!!
Dodaj komentarz