Zabralam Smarkactwo po poludniu na spacer. Niania zachwalala, ze ladnie chodzi na nozkach- czego ja nie moglam wyegzekwowac - wiec postanowilam zmeczyc smyka (spal do 15.00 i moglyby byc problemy z wieczornym zasnieciem). A Terrorysta jak nie moj Terrorysta. Ani razu nie ujrzalam lapek wzniesionych w gore i wbitych we mnie zbuntowanych slipiat, ani razu nie uslyszalam wrzaskliwego "maaammmaaa opa". Normalnie szlam i z zachwytu wyjsc nie moglam. A chodzilismy przeszlo godzine.
Z oddali widzialam dawne mieszkanie, na wzgorzu, w promieniach slonca... Tak jakos smutno mi sie zrobilo. Bo niby teraz mam wygodniej... nizej... Terrorysta sam schodzi ze schodow i wchodzi..., ale ja taka porabana jestem, ze strasznie przywiazuje sie do ludzi, miejsc. Moge byc tylko gdzies tydzien, a przy odjezdzie lzy mam na koncu oka... Ehhh... Sentyment mam i tyle.
no i gratulacje że dziń taki bezstresowy był :)
Dodaj komentarz