Urlop
Komentarze: 1
Foto relacja juz byla. Czas na opis.
Musze przyznac, ze w tym roku Slubny zapracowal na urlop. Koniec sierpnia byl milym zaskoczeniem pogodowym. Cale 6 dni nad morzem sloneczne, wrecz upalne. Tylko ranki i wieczory chlodne.
Jakies 5 godzin spedzalismy na plazy. Pierwsze dwa dni Terrorist upieral sie, ze chce isc do domku. Ale bylo to w godzinach jego spania i nie bardzo biedak wiedzial jak poradzic sobie ze spaniem. Pierwszego padl ze zmeczenia, drugiego w wozku i zostal przeniesiony, a potem sam sie kladl do namiotu i tylko mojego towarzystwa potrzebowal.
Miszelin za to darl sie jak opetany. Slubny jezdzil z nim i jezdzil brzegiem, a ten wyl. Ile on rad dostal od starych bab. Ale tylko raz mialy odwage zagadac, bo od razu dostawaly malo mily komentarz. Bo nasz Miszelin od dawna ma problemy z zasypianiem. W samochodzie wyje (dostaje cyca, a ja tylem do kierunku jazdy w malo wygodnej pozycji), w wozku czesto tez (Slubny najlepszy jest w usypianiu wozkowym, bo ja nie mam cierpliwosci), w lozeczku nie zasnie sam (kiedys zasypial, ale potem nadszedl czas zebow i zaczal kimac przy cycku i jak tu budzic - odkladalam do lozeczka i tyle).
Po plazy na obiad i w miasto, gdzie Terrorist wyciskal wszystkie dwuzlotowki z nas:) Ale tylko traktor go interesowal i woz strazacki. Jak mial wybierac, to jednak traktor. Rolnik moj maly:)
Wcinalismy sobie rybki, gofry i krecki (lody). I odpoczywalismy. Ladowalam akumulatory.
Dzieciaki chodzily pozniej spac. I tu mnie zaskoczyl Miszelin, bo sie dalo. Z Terroristem w tym wieku nawet minuty nie moglam opoznic rytualu pojscia spac. A tu sie dalo.
Wieczory na balkonie spedzalismy. Terrorist zajmowal jeden pokoj, Miszelin drugi, wiec... nam zostal balkon. I widok na jezioro. I sasiad na sasiedniej posesji, ktory co wieczor wychodzil z pokoju i czegos szukal przy oknie. Zostal nazwany przez nas pajakiem. Komarow nie bylo, a ten latal, psikal czyms na te okna i potem ogladal. Komicznie to wygladalo, wiec mielismy frajde.
I winko pilam, i przeginalam z fajkami... Miszelin o dziwo nie protestowal na trucie z mojej strony.
Wracac sie nie chcialo, ale zawsze co dobre szybko sie konczy. Na szczescie Slubny mial jeszcze 3 dni urlopu. Dzieciaki sie przyzwyczaily do normalnego, domowego trybu i git.
I zaliczylismy jednodniowy pobyt w Sopocie. Rano wyjazd. Odwiedzilismy ciocie Slubnego w Gdansku, razem pojechalismy na molo i obiad. Polazilisy i wieczorem powrot. Dobrze, ze ta autostrade wybudowali. Godzinka i jestesmy w Gdansku. Jesienia czesciej porobimy takie wypady. Moze z Wu sie kiedys zgadamy...
winio pila beze mnie, masakra normalnie......
nie do wybaczenia. serio.
no chyba strzelę focha aż. phi!!
babo jedna!!
Dodaj komentarz