Komentarze: 0
A potem...
Dawid wrzeszczy, bo sie skubany nauczyl na reku przez te cholerne kolki. Zreszta nie mial czasu odbic porzadnie, bo juz Terrorysta musialam sie zajac.
I tak : wstawiam makaron, druga lapa trzymam Mlodszego i jednoczesnie podtrzymuje mu flache z herbatka. Mlody na kanape, butla podparta o pieluche, a ja kombinuje, coby Starszy zjadl zupe. Gowno wyszlo z tego. Dawid wrzeszczy, ja przewijam Terroryste, ktory dla odmiany sie wyrywa, bo podobno dupsko go boli, jednoczesnie noga staram sie bujac lezaczek z krzykaczem.
Krzykacz wydaje sie usnac. Ubieram Starszego, bo zaraz niania. A Starszy musi jeszcze wiertarke wziasc..., i wiertelko..., i lale poprawic w wozku..., ach jeszcze smoka..., kurwa i jeszcze pieluchy swej szuka. Krzykacz juz sie wierci niespokojnie i wykrzywia ustka w podkowke. Tu ubieram, tu bujam, bo tym razem maly sie prezy.
Poszly baki, spokoj na twarzy. Mlody spi. Schodze na dol ubrac reszte ekwipunku, w miedzyczasie niania sie pojawia, Terrorysta wymysla, a na gorze juz slysze wrzask Kluska. No i wrzeszczy bidak kolejne 5 min, bo Starszy protestuje przy ubieraniu.
W koncu biore krzykacza na rece. Caly mokry od tego wrzasku, tchu zlapac nie moze, ale szczesliwy, bo ktos sie nim zainteresowal. Odbil porzadnie, porozgladal sie i zasnal mi w ramionach. I nawet udalo sie odlozyc i sie nie obudzil. Owszem dobiegaja mnie dzwieki z sypialni posapywania, stekania i diabli wiedza jakie jeszcze, ale jest spokoj.