Archiwum 28 kwietnia 2010


kwi 28 2010 wychodzimy na prosta
Komentarze: 9

Z poniedzialku na wtorek (26.04/27.04) przezylam z Miszelinem koszmar. Terrorist smacznie spal, a ja pol nocy chodzilam z Miszelinem w te i we wte.

 

Plakal, marudzil, smarkal, kaszlal, krztusil sie, krzyczal. Prowadzal mnie za reke, slanial sie, nosilam, tulilam, spiewalam, przemawialam. Nic nie dawalo. Biedak chcial spac, ale ledwo sie kladl, katar splywal do gardla, krztusil sie, siadal, plakal i tak w kolko. Nie pomagaly poduchy, zeby glowka byla wyzej. Zreszta Miszelin lubi spac na brzuchu i tu byl najwiekszy problem. Bo jak spac w ulubionej pozycji na wpol siedzaco?

 

Staralam sie, zeby zasnal na siedzaco, oparty o mnie, ale niewiele to dawalo, bo maly jak juz zasypial, kombinowal, zeby na ten brzuch... Bledne kolo.

 

Pic nie chcial. Mleko niby tak, ale sie denerwowal. Zeby do tego sie pchaja, wiec kolejna przeszkoda w snie. W koncu wypil butle mleka. Zasnal na chwile i znowu chodzenie po domu...

 

Pokazywal, ze znowu chce mleko. Kilka lykow i.... zwymiotowal wszystko, co wypil wczesniej. Nerwa dostal, bo sie wystraszyl. Placz, krzyk, mycie, przebieranie....

 

Zasnelismy ok 6.30, a o 8.20 juz bylismy na nogach. O dziwo Terrorist tez pospal do tej godziny.

 

Dzisiaj wychodzi ze mnie zmeczenie, bo wczoraj nie odczulam zarwanej nocy.

 

Walczylam caly dzien z choroba Miszelina, zeby Slubny sie nie czepial, ze to przez ten spacer poniedzialkowy. I chyba wygralismy. Inhalacje, opukiwania, oczyszczanie nosa co 10 min.... przynioslo efekt. Nocka dzisiejsza spokojna, przespana.

ciernista : :