Archiwum 16 sierpnia 2010


sie 16 2010 wesele
Komentarze: 3

O wieczorze panienskim, a raczej weekendzie moze kiedy indziej.

 

Notek mi nie chce dodawac wiec pisac tez mi sie nie chce po godzinnych meczarniach dodania czegokolwiek.

 

Dzisiaj o dziwo dodalo. Wiec bedzie o slubie szwagra:).

 

 

Zaczne od tego, ze nie znosze wesel, sylwestrow i innych tego typu imprez. Nie tancze, bo nie lubie, nie umiem i wogole strasznie mnie takie cuda mecza. Zaklinalam sie, ze nie zatancze ani razu, bo nie!!! Strasznie meczyly mnie ostatnie dni przed weselem. Jakiegos stresa dostalam, ze beda mnie meczyc i sila na parkiet ciagac. Nikt nie ciagal, nie zmuszal i nie szantazowal.

SAMA SIE PCHALAM!!! Sama w to nie wierze. Smiem twierdzic, ze to nie ja bylam. Parkiet nalezal do mnie i do Slubnego. Kopyta mnie do dzis bola. I ciekawe czemu cale w siniakach??? Tego nie pamietam.... hm!!!

 

Zaczelo sie nieciekawie. Tescie uparli sie, ze Terrorist musi byc. Szwagier tez nie wyobrazal sobie slubu bez chrzesniaka. No to byl. Cala msze marudzil, ze do domku chce. A jeszcze wczesniej, w domu, nerw, bo on nie chce garniturku zalozyc. Wcale sie dziecku nie dziwilam, ale wymysl tesciowej (zakup zreszta tez) zostal na dupsko wciagniety. W polowie mszy wyszlam, bo Terrorist zazyczyl sobie koscielne krzaki zasikac. Zapalilam, pogadalam i wrocilam, bo ku koncowi bylo.

 

W samochodzie (a jechalismy jakies 40 km) Terrorist zasnal. I brutalnie zostal wyciagniety i zatargany na sale. A wlasciwie do namiotu. Z racji tego, ze Slubny swiadkiem byl, siedzielismy na podescie na widoku wszystkich, ktorzy mieli to szczescie, ze siedzieli przy okraglych stolach w dosc dobrze dobranym towarzystwie.

 

Nie najadlam sie, bo najpierw wisial na mnie Terrorist. Marudzacy Terrorist. Kiecke mi pogniotl. Wygladalam jak nieboskie stworzenie! No i zaraz po tancu mlodych, pierworodny pojechal z dziadkiem do domu, gdzie czekla opiekunka z Miszelinem.

 

I sie zaczelo. Mamuska jesc nie mogla, bo stolik na widoku, a przy stoliku ani widu ani slychu pary mlodej, o swiadkach nie wspomne. Jak jesc samotnie ochoty nie mialam, tak odwiedzalam bufet z drinkami. I tak mi sie dobrze pilo, ze.... no wlasnie... parkiet byl moj.

 

Nawet fruwalam pod namiotowym sufitem, bo Slubny na barana ze mna wywijal. podobno bali sie, zwlaszcza panna mloda, ze zalicze podloge. Nie zaliczylam, a co se polatalam to moje. Niska jestem, to z bliska mialam okazje falbany dachowe poogladac:)

 

Buty to mialam na nogach, to sie walaly po sali, trawniku i bog wie gdzie jeszcze.

 

O 4.30 albo i pozniej, zaczelam w pokoju spinki ze lba wyciagac. Zajelo mi to 40 min. Umeczylam sie jak cholera. a wlosy deba staly.

 

Slubny w tym czasie przebral sie na sportowo i polecial po zapalniczke. Wrocil po 2h chyba, bez zapalniczki, ale sale zaliczyl ku niezadowoleniu tesciowej.

 

Zreszta do naszego tanca tez sie czepiala, podczas gdy reszta ciotek z jednej i z drugiej strony Mlodych byla zachwycona energia Slubnego.

 

Ale co sie dziwic. Tesciowa juz miesiac przed slubem wziela cala ekipe sprzatajaca do domu , a na koniec to chyba trawe juz malowali na zielono. No ale jak ma sie pierdolca, to sie ma!

 

 

POPRAWINY tez byly czadowe. Tym razem paparazzi mi sie wlaczyl i latalam z lufa poki sie baterie nie wyczerpaly, ku memu niezadowoleniu.

 

Drink drinka poganial. A tu po 19.00 telefon, ze opiekunka juz sobie rady nie daje, bo inwentarz ryczy za mama. No i o jednego drina za duzo wypilam. Nawalona jak meserszmit pojechalam do domu. Slubny padl, gdzie stal, a ja walczylam z dziecmi. Zasnely dosc szybko, zwlaszcza Miszelin, ale  w nocy Terrorist co chwila sie budzil.

 

A ja narozrabialam. Zamiast do szwagra, zadzwonilam do W. Najpierw klepalam cos o kosmetyczce, ze zostala w jego samochodzie. I bagazach i czort wie o czym jeszcze nim sie kapnelam, ze nie ze szwagrem gadam. A potem to juz poszlo. Powiedzialam co mi na sumieniu od lat lezy. W zamian sie dowiedzialam, ze widocznie za malo sie staralam, ze jeszcze wszystko przed nami. Nawet coreczka z blond lokami i piwnymo oczami. Tyle, ze juz coreczki nie chce. Kiedys mialam takie wyobrazenie. Chcialam miec coreczke podobna do W. A teraz..... teraz to moglabym sie w romans wpakowac. Tyle, ze chyba bym nie potrafila. Jest Slubny, sa dzieci.... Ale tez wiem, ze gdzies tam jest W.... sam. Jeszcze sam!!!!

 

ciernista : :