Archiwum listopad 2009, strona 1


lis 03 2009 chorujemy
Komentarze: 0

Bylo smarkanie, dundle po brode, kichanie i prychanie... Kaszel tez byl. Nawet temperatura wysoka u Terrorista. Lekarz zapisal antybiotyk. Madre dziecko odmowilo kategorycznie przyjecia. I dobrze, bo na przeziebienie raczej nie z antybiotykiem, no nie?

Miszelinowi niby przeszlo. Niby, bo po 2 dniach znowu smark w nosie. I kaszel. Przede wszystkim w nocy. Katar splywal. Slubny narobil z tesciowa paniki. Jak zwykle. Coby nie sluchac, wezwalam lekarza. I co? Wyszlo na moje. Dobre krople, dobry syrop dawalam.

A antybiotyk rozterminowuje sie w lodowce. Lepiej, ze tam sobie jest niz w organizmie moich Skarbow.

Ja tez meczylam sie z dundlami u nosa. Nic nie czulam, dzieciarnia z gownem przy dupsku pol dnia chodzila. I zyja:) Nawet sie nie odparzyli.

Siedzialam od czwartku z pociechami w domu. I jest super. Dzieci sie bawia, bawia i leja, leja i krzycza... A ja czytam, czytam i czytam. Blisko 400 stron w 3 dni. Jak na pobyt z dziecmi wynik niezly:)

Miszelinek caly podrapany. Slady pazurkow Terrorista, ktory strasznie zazdrosny sie zrobil i wlaczy z bratem o wszystko. Nawet jak Miszelin siedzi w drugim koncu domu, to ten szkodnik leci do niego byle go tylko szturchnac, kopnac, podrapac, popchnac, wyrwac pol wlosow...

Ogolnie jednak jest super. Coraz czesciej mysle o zrezygnowaniu z niani. Na wiosne na pewno. Jutro Terrorist juz idzie..., a mi jakos tak... szkoda. Brak mi go bedzie. Niby to pomoc, niby moze byc wiecej na dworze niz ze mna i z Miszelinem, niby moge sie wyspac po nocce przy Miszelinie...

Tyle, ze Miszelin juz w miare przesypia te cholerne noce. Na spacery tez juz od dawna da sie z nim wychodzic. Usypianie nie wymaga noszenia i cochwilowego dosypiania go cycem. Terrorist zajmuje sie sam soba i moja obecnosc czesto mu w zabawie przeszkadza. Rozumie, ze musze nakarmic Malego, jak usypiam grzecznie oglada bajke albo sie bawi. Zaczal jesc i nawet sie upominac o jedzenie (wczesniej nadzieja byla w niani). Przez te kilka dni drugie spanie Miszelina dopasowalo sie do snu Terrorista, czyli mam chwile dla siebie.

Jak mam ich razem to jakos wiecej w domu zrobie. Miszelin wpatrzony w brata jak w boga. Nawet nie wiem kiedy czas mija i przychodzi pora drzemki. Jak jestem sama z Miszelinem to czesto jest to droga przez meke. Lazi za mna, wspina sie po mojej nodze, efektem czego jest spadanie spodni z mego dupska, nie moze sobie miejsca znalezc, marudzi i oczekuje zainteresowania. Nawet zrobienie sobie sniadania i kawy to nie lada wyczyn.

A jak jest Terrorist... zjem spokojnie, poczytam, ogarne, obiad przygotuje... i to wszystko do poludnia... chyba, ze sie zaczytam, to nic nie jest zrobione:)


A tak z innej beczki - bylam na tym rezonansie. Jutro wynik. Tyle, ze nie ma go kto odebrac. Puscili mi muzyke w sluchawkach, zakazali sie ruszac. Tyle, ze muzyki prawie nie slyszalam. Za to jakies walenie, stukanie, pukanie, jakby jakis remont byl za sciana. Albo mlot pneumatyczny paletal mi sie w glowie. Przetrwalam. Az tak zle nie bylo. Najgorszy ten bezruch, 20 min bez poruszenia to tragedia dla mnie. Co ja mowie - juz minute ciezko mi wytrzymac bez wiercenia.

Dam znac jak juz ktos sie zlituje i odbierze wyniki. Lece prasowac... w koncu wieczor seriali, a potem Kuba.

ciernista : :