Archiwum 21 września 2008


wrz 21 2008 wyczerpujacy dzien
Komentarze: 2
Koszmar. Pogoda do niczego. Mokro, szaro, zimno...

Slubny wczoraj ok 15.30 wyjechal do Poznania na kawalerskie Cinka, dzisiaj mecz zaliczyl i wroci pozno, bo na dodatek samochod rozklekotal mu sie w okolicach Gniezna. Wczoraj nie dzisiaj. Chyba od bata pozyczy czy cos.

Terrorysta, bo inaczej nie da sie nazwac mojego synka, dal mi w kosc. Momentami zastanawialam sie czy nie urodze, tak mi brzuch dokuczal, momentami mialam ochote Terroryste wyrzucic z balkonu.

Zaczal marudzic juz wczoraj jak przyszedl moment spania. Smoczki poprzegryzal i teraz mu przeszkadza ta dziura. A ja uparcie nie daje nowego dyda, bo od razu go niszczy i efekt ten sam. Padl ok 22.00.

Dzisiaj niby bawil sie, ale co chwila wybuchal, piszczal, wrzeszczal. Nerwus uparty. Moje uszy przeszly niezly test wytrzymalosci. Klusek byl biedny. Wiekszosc dnia wysluchiwal histeryczne krzyki.

Mialam nadzieje, ze jak zasnie to chwila spokoju bedzie. Ale gdzie tam. Najpierw przeszlo godzinne usypianie. Maly wrzeszczal, uciekal, zalil sie na smoczek... wykonczyl mnie. Padl po 12.00. Ja o 12.45 postanowilam sie polozyc z nim i odpoczac. I masz babo placek. Smarkacz, oczywiscie w bojowym nastroju, juz dreptal w mym kierunku. Szlag by trafil. No i meka do wieczora. Co chwila cos nie tak. Jedzenie tez mu nie szlo...

A tu jeszcze dzwoni tesciowa i tarfia na ataki szalu. I mi kurwa mowi, ze Terrorysta sie ze mna nudzi..., bo z dzieckiem sie trzeba bawic, wychodzic na spacer. A kto do cholery siedzial na podlodze, ukladal wieze, budowal brame, ukladal samochody, nie wspomne, ze co chwila maly targal mnie w te i we wte po mieszkaniu. A mi ostatnio ogromnie ciezko podniesc dupsko z parteru. Poza tym co chwile padalo i ciekawe jak na spacer malam isc. Zeszta w calym jego zyciu moze z 10 razy odpuscilam spacer, wiec chyba zbrodni nie popelnilam. Babcia 2 razy pofatygowala sie przejsc z wnukiem. I jakos dluzej niz 30 min zaden spacer nie trfal, ale dobre rady mi tu babsko daje. Normalnie zagotowalo sie we mnie. Poryczalam sie. Terrorysta zglupial, nie wiedzial jak sie zachowac.

Jakby malo bylo, to zaczyna mu motac w glowie, zeby do niej przyszedl, a doskonale wie, ze nie przyjde, bo zdazylam chwile wczesniej ja o tym poinformowac. Ale nie, na zlosc, zeby maly bardziej piszczal. Na szczescie jakos wizyta u babci go nie interesowala... Do tego zamiast spytac co MAMA robi, leci po imieniu. A tez wie, ze dziala mi to na nerwy. Tutek ma matke, a nie kolezanke. Uwazam, ze tak male dziecko powinno nazywac mame mama, a tate tata... a nie walic po imieniu.

Ja sie wykoncze, a raczej ona mnie wykonczy. Ale moja cierpliwosc sie skonczyla i jeszcze jedna uwaga i uslyszy co o tym mysle. I mam w dupie czy sie obrazi czy nie. Tesc i synowie moga wazelinowac, ale ja juz mam dosc na zgadzanie sie i potakiwanie. Koniec, bo inaczej zdrowiem to przyplace.

Dobra, bo sie niepotrzebnie nakrecam. I tylko Kluska denerwuje, a obiecalam sobie, ze w tej ciazy zero nerwow. I prawie wychodzi. Z Tutkiem nie bylo dnia, zebym piorunami nie rzucala...
ciernista : :