Archiwum 01 lutego 2009


lut 01 2009 Szpital w domu.
Komentarze: 2
Sie porobilo. Dawid zaczal smarkolic z czwartku na piatek. Zreszta mnie tez cos bralo. W piatek my ze Slubnym do moich Rodzicow, a Dawid do babci, gdzie przyjechal lekarz. Mariusz stwierdzil, ze na szczescie tylko katar, ale duzo nosic i wyzej klasc glowke, zeby na oskrzela nie zeszlo. Ok. Tak robimy.

W sobote Terrorysta sprzedany na noc dziadkom, Slubny na piwko, ja nosze od 21.00- 3.00 Dawida. Wsciekam sie, bo jak dzwonie do Slubnego, ze juz sil mi brak, to on pyta "Mam przyjsc?". Noz kurwa. Chyba oczywiste. Przyszedl... o 2.30... a dzwonilam o 1.00... niezbyt kontaktowal... gowno pomogl.

Dawid na szczescie dal pospac do 8.30 :))). I potem tez. Zreszta spi do teraz z przerwa na jedzenie (a jest 15.30).

W miedzyczasie Slubny mnie budzi, ze Terrorysta chory. Rodzice nie spali cala noc, bo maly piszczal co chwila. Dundle do brody mu wisza. Nie wiem, jeszcze nie widzialam. Maly siedzi sam ze Slubnym u rodzicow (tescie wyjechali), bo sie uparl, ze do domu nie idzie. Ponoc strasznie marudny.

Ciezka noc sie szykuje.

Cholera Dawid kaszle...
ciernista : :