Komentarze: 1
Slubny w zeszlym tygodniu narzekal na gardlo. Nie przeszkadzalo mu to jednak pojechac na mecz w niedziele. 150 km tam i powrot. A mecz jak mecz. Pyska darl, bo jakze nie kibicowac druzynie. Zimno bylo. I masz babo problem.
W poniedzialek wrocil wczesniej z pracy, z siateczka lekow. Jak sie okazalo byl u lekarza. Musial sie zle czuc, bo Slubnego zatargac do medyka latwo nie jest. Umierajacy padl na lozko i tyle go widzialam.
Jak wstal opieprzylam, ze durny..., ze jak sie zle czuje, to sie nie jezdzi na mecze..., ze nieodpowiedzialny, bo pal licho jego, ale dzieci mi pozaraza, ... ze z Kluskiem na szczepienie ide i bedzie oslabiona mial odpornaosc,... ze ja nie mam sily Kluska nosic pol dnia... a on pcha sie chorobie w rece, podaje na tacy..., ze wie, ze choruje za czesto..., ze nie dba o siebie, ... ze mnie wkurza, ... i ma mi z oczu zejsc, bom zla..., no i ostatni raz jak przeziebiony pojechal na mecz, w innym wypadku wynocha do mamusi. A co niech sie meczy z synalkiem.
A dzisiaj juz ja mam szpilki w gardle i smarkam.
Katek jakis niewyrazny, ale poki co poszedl do niani. W koncu tam mniej bakterii niz u nas.
I nie wiem, co z Dadidem. wczoraj mial szczepienie. Jak zachoruje, to pozabijam. Normalnie zabije dziada no.