Archiwum 04 kwietnia 2009


kwi 04 2009 moj maly strazak.
Komentarze: 4
Slubny jechal dzisiaj do Pyrlandii. Do kumpla omowic jakies pierdoly zwiazane z "ich" strona internetowa (czyt. kazda wymowka jest dobra). A jutro mecz. Wiec niby przy okazji.

Wyjezdzal ok 17.00, wiec plan dnia byl tak zorganizowany, zeby zmeczyc Terrorista. Dopiero po drzemce popoludniowej, bo wczesniej Slubny zalatwal na miejscu jakies sprawy ze szwagrem w sprawie powstajacej(?) firmy.

O 15.00 udalo sie wreszcie wygnac Terrorista z domu. Bo upieral sie, ze w rajstopkach pojdzie a nie tylko w spodniach. Kurde upal jak diabli, a ten w rajstopkach... boszeeee. Zreszta Slubny tez nie byl przekonany czy oby nie za szybko pozbawiam Katka rajstop. Te chlopy maja pojecie... niech ich szlag.

Starsze chlopaki poszly na plac zabaw, ja z Kluskiem o polo zahaczylam. Wydawalo mi sie, ze brzdaca wyletnilam, ale okazali sie lepsi. Facet maszerowal z wozkiem miedzy regalami, a w wozku maly ludzik z golymi girkami, w krotkich spodenkach. Na oko mial 6 m-cy. A moj Dawid w body z dlugim rekawem i na to sweterek. Dobrze, ze tylko spodnie zalozylam. No ale spiworka nie wytaszczylam z wozka. Ledwo dotarlam na plac zabaw rozebralam Mlodszego ze sweterka. Spiworek juz wczesniej "poodkrywalam" jak tylko sie dalo. Jutro z golymi kopytami wyjdziemy.

A na placu zabaw Katek szalal. Wiekszosc z opowiesci Slubnego wiem, bo ja musialam latac z wozkiem, bo Klusek ryczy jak nie jedzie (zreszta jak jedzie to tez ostatnio sie drze).

Katek pozaliczal buju buju, zjezdzalnie, drabinki, na ktore wlazil, zwisal, probowal podnosic. A ostatnie 20 min gasil pozar. Najpierw podpalal, a potem gasil. Nawet wozek Dawida gasil, bo niby sie palil. Rzucal sie na kola , jakby mial je gwalcic, budzac za kazdym razem Mlodego. I mial kask na glowie, ktory podtrzymywal, otwieral pokrywe na oczy i zamykal, jakis wegiel nosil... Normalnie ma dzieciak wyobraznie. Mnie na koniec popiolem posypal i uciekl ze smiechem:), bo sie zaczelam niby otrzepywac i marudzic, ze teraz brudna jestem.

Skad mu sie to bierze? I to ze szczegolami odgrywa scenki. Jakby naprawde nosil wegiel i podpalal. A potem gasil, odkrecajac kurek z woda, trzymajac waz i lejac ta woda w strone ognia.


Jak wrocilismy do domu, po krotkim jeszcze spacerku, przyszla ciocia Jola, ktora miala mi pomoc wieczorem z dzieciakami. Tzn zagadywac Katka, jak ja bede usypiala Dawida przy cycu. A ze Dawid jeszcze sie potem przebudza i domaga chwilowego memlania cyca, byla mi potrzebna, zeby usypianie nie zakonczylo sie o 23.00.

Ciocia juz wiekowa, po operacjach bioder.... , a zabrala sie za robote. I nie moglam jej powstrzymac. Miala tylko zdjac pranie z tarasu... zmiotla i go umyla, kurz z parapetow zewnetrznych tez starla i powiesila nowe pranie. Az mam wyrzuty sumienia. A Katek mial radoche, bo caly dzien marudzil, ze chce na balkon. Pomagal jak mogl, a raczej przeszkadzal.

Przynajmniej mam porobione. Dawid tez dal mi posegregowac pranie, powkladac do szfy to co nie do prasowania. Kolacje zrobilam, wczesniej wykapalam i uspilam Kluska, ktory jeszcze potem raz sie przebudzil.

Nawet fajny dzien. Pewnie zasluga slonca:). Szkoda, ze Slubnego nie ma. Tak mi tu jakos pusto. I chyba pierwszy raz sama w tym domu. Albo drugi?

Nic, ide czytac ksiazke.
ciernista : :