Komentarze: 0
Wszystko i wszyscy mnie denerwowali.
Dziwie sie, ze dzieci po chacie nie fruwaly. A byly okropne jak na zlosc. Katek krzyczal na Miszelina, tez sie boi takich akcji i plakal.
Do tego co chwila szturchal malego, popychal, uderzal w glowe.
I to niby przypadkiem.
Slubny od rana opieprze dostawal. Jakis pretekst zawsze sie znalazl.
A wieczorem poszlam do szwagra na piwko. Slubny mial isc, ale jakos tak palnelam, ze dlaczego ja nie moge po raz pierwszy od 1,5 roku na 2h.
I poszlam. Po godzinie zadzwonilam, ze jeszcze nikt nie przyszedl i zostaje dluzej (bo Slubny zaraz mnie przy wyjsciu zlimitowal na godzine). Slubny rzucil sluchawka.
Impreze mi zmarnowal, ale zamiast o 21.00, w domu wyladowalam o 22.30. I tak dluzej nie moglam, bo Miszelin moglby cyca sie domagac.
(Swoja droga za boga nie wiem jak go nauczyc picia mleka z butelki. Herbatka owszem, a mleko wypluwa.)
Padnieta jestem jak diabli. Chwile poczytam i spac (jak dzieci pozwola).