Archiwum 09 października 2009


paź 09 2009 zła... wyrodna... beznadziejna... matka...
Komentarze: 5
Nawet nie wiem, co napisać...

Czuję się okropnie. Serce mi chyba pękło. Boli jak diabli.

Od miesiąca katuję Miszelinka samodzielnym zasypianiem. Płacze, broni się. A ja dla wygody. Swojej wygody! Żeby odzwyczaić od prywatnej mleczrni, żeby nie wisiał po nocach na cycu, żeby wreszcie zaczął przesypiać noce,żebym mogła wreszcie gdzieś wyjść wieczorem po raz pierwszy od praktycznie 3 lat ...

Dzisiaj nie dałam piersi. W południe walczył o swoje. ( Jak był chory złamałam zasady i w dzień karmiłam, żeby pospał dłużej, żeby zbić temperaturę. I pomyśleć, że tylko 2 dni dostawał w dzień i już się przyzwyczaił. Ma być i już! A tu wyrodna matka zostawia w łóżeczku i ma w nosie.)

Przyszedł wieczór... Miszelin zmęczony, płaczący, wykąpany... gotowy do spania. A ja co? Zamiast położyć się z nim w łóżku jak zwykle, wpakowałam do łóżeczka i poszłam zrobić mleko... sztuczne.

Wypił! O dziwo Miszelin wypił. Rozcieńczone bardziej niż powinno byc, ale wypił. I jeszcze dorabiałam.

Trzymałam tą cholerną butelke, a łzy same ciekły mi ciurkiem. A serce powoli rozpadało się na części...

Mały przysypiał i pierwszy raz od czasu, kiedy był dokarmiany, a ja walczyłam o pokarm, pił z butli.

Nie zasnął... Płakał jeszcze chwile nim to nastąpiło. Poszłam raz i drugi... przytuliłam, dałam buzi... a on... a on patrzył tymi swoimi ślipkami i wyrywal w stronę łóżka. Tak jakby wypił tą butle za kare, żeby pokazać, że już spełnił moje oczekiwania i teraz powinna nastąpić nagroda... cycuś.

Nagrody nie dostał. Zasnął chlipiąc.

A ja. Ja mam łzy w oczach do tej pory, smutno mi, żal... Żal, że skończyło się coś, czego juz nie będze... skończył się jakiś ważny dla mnie etap... Mała główka wtulona we mnie... tego już nie będzie...

Mam kluchę w gardle. Ciężko... cholernie ciężko... mi chyba bardziej tej bliskości będzie brakowło niż Miszelinowi.

Zresztą zobaczymy, co będzie w nocy. Bo wieczór to pikuś z tym co przede mną.



A tak z innej beczki - po trzech dniach temperatury wyszła wysypka. Czyli tzw. trzydniówka zaatakowała. Tylko dzisiaj jest jeszcze bardziej wysypany niż wczoraj. Może jednak oczekiwana ospa??
ciernista : :