Komentarze: 4
Odkad sie Terrorist urodzil mialam moze z 5 nocy bez niego, w tym 3 dni jak bylam chora. Teraz mi tescide owszem, zabieraja go na noc, ale jest Miszelin. Wieczne wstawanie w nocy raz do jednego, raz do drugiego. Ciagla kontrola gdzie sa, co robia...
Ja ich uwielbiam. Ale na palcach obu dloni, jak nie jednej, mozna zliczyc ile razy gdzies wyszlam bez dzieci...
Slubny jezdzi na te swoje mecze, ostatnio byl na nartach (ja u rodzicow), wychodzi ze znajomymi (coraz rzadziej, ale wychodzi), idzie na zakupy (ok, moze go to nie cieszy, ale ja wiele oddalabym za to, zeby sobie polazic spokojnie po jakims molochu w celu zakupienia pieluch, mleka, sera i innych), wywozi mnie na tydzien do Rodzicow...
Ja tego nie mam. Czas dla siebie tylko wtedy, gdy dzieci spia i to nigdy nie wiem kiedy sie przebudza - czyli czesc glowy i tak od nich uzalezniona. Odkad Miszelin sie urodzil, wyszlam 2 razy do Wu. Sama! Miszelin ma 13,5 miesiaca. Pewnie tez z 2-3 razy udalo mi sie isc samej do polo, ale z zaznaczeniem Slubnego, ze mam sie pospieszyc.
W sumie to nie chce mi sie pisac, co czuje, bo jakos nie udaje mi sie tego przekazac tak jak jest.
Jestem po prostu zmeczona. Jakkolwiek to zabrzmi - zmeczona dziecmi. Od przeszlo 3 lat moj swiat kreci sie wkolo ich potrzeb, gotowaniu, sprzataniu, praniu... MAM DOSC!!!
PS. Zapomnialam, jak bylam ostatnio u Rodzicow, poszlam SAMA do Ani. Polozylam dzieci i poszlam na 2,5h. Slubny zostal z moimi Rodzicami i czuwal jakby co. To byl trzeci raz kiedy bylam gdzies sama przez ostatnie 13 miesiecy.
Zreszta Ania sama powiedziala " Nie pamietam kiedy widzialam cie ostatni raz bez dzieci... hm... chyba bylo to jak bylas w ciazy z Terroristem!"