Komentarze: 2
Lipiec uplywal czysto wakacyjnie.
Kilka dni nad jeziorem. Blisko nas. W "naszym" domku letniskowym. Do poludnia sama z dzieciakami. Po poludniu dojezdzal Slubny.
W tym samym czasie zaliczylam fryzjera. Pod nozyce poszlo jakies 15 cm wlosow. Chcialam wiecej, ale babka mnie przekonala: ze upaly, ze latwiej spiac, ze zawsze moge jeszcze wiecej.
Urodziny moje uplynely przy grillu. Tescie, szwagier z przyszla szwagierka, ciocia Jola i jeszcze siostra tescia, ktora z Niemiec akurat przyjechala, a dom ma za plotem. Nie wypadalo nie zaprosic.
Powrot w czwartek, szybkie pranie, prasowanie, czesciowe pakowanie.
Ja na weekend do Poznania. O pierwszym wieczorze juz pisalam. Drugi byl bardziej zakropiony. Mialo byc lajtowo, bo rano pociag, bo nad morzem nie wypoczne przy dzieciarni, bo czeka mnie droga powrotna pociagiem, bo pakowanie wieczorem, bo...
Ale zadne "bo" nas nie powstrzymalo. Najpierw pod parasolki, ale zaczeli zwijac, bo wiatr, bo burza. Burza podobno byla, ale my w lochach siedzialysmy i saczylysmy nasze trunki nie slyszac nic z zewnatrz. Mily pan kelner zamykajac pub o polnocy pokierowal nas w "fajne" miejsce. I niby fajne bylo. Paula chciala podylac, to mi jakichs chlopow dla towarzystwa skolowala. Obled normalnie. Bylo milo, ale trzeba bylo opuscic towarzycho, bo sie pogadac nie dalo po babsku. Zreszta wedle Pauli zrobilo sie niebezpiecznie, bo mi na flirty sie wzielo.
Na koniec zapiekanka przy okraglym stole. Zlamalam oczywiscie w pol. Bo juz mna z leksza zawiewalo. przy stoliku stali jacys kolesie. Dokladnie trzech. Nogi mi sie ugiely jak uslyszalam ich imiona. Ich trzech, ja tez w domu zostawilam trzech chlopow .... o tych samych imionach.
Spac poszlysmy w okolicach 5.00, a o 10.02 mialam pociag i mega kaca. Warto bylo!!!
A w poniedzialek nad morze. 19 lipca znaczy sie ruszylismy. Akurat ostatnie dni pogody byly. W piatek zaczelo padac. A wlasciwie z czwartku na piatek juz.
Dzieciarnia tylko pierwsze 2 dni na plazy siedziala chetnie i do wody wchodzila. Potem ledwo sie rozlozylismy z tobolami, zaczynalo sie marudzenie. Terrorist w ryk i histerie, ze chce do przyczepy. Miszelin tez niepocieszony z ilosci piasku. Zreszta wcinal tak lapczywie ten piach, ze obawialam sie, ze w Lebie plazy nie bedzie. Skutek byl taki, ze przetarl sobie 3 trojeczki:)))
A jak wrocilismy z Leby chcialam sobie w domu odpoczac. W weekend odespac pozawalana noce. A tu jeszcze z remonr=tem sie nie wyrobili. Wsciekla na Slubnego, bo mialo byc malowanie i cala reszta we wrzesniu, zapowiedzialam, ze u tesciow ani jednej nocy nie spedze, rozpakowalam sie, spakowalam co trzeba i wieczorem z wyjacym Miszelinem, pojechalismy do moich Rodzicow.
Pogoda byla padajaca. Terrorist wpadal w te swoje wrzaski jak szlo. Kilka razy na dobe. Zaliczalam spacery miedzy deszczami. Wrocilam skonana po tygodniu. I dalej nie bylo mi dane odespanie, bo Slubny wyjezdzal drugiego dnia do Leby na kawalerskie brata. Na weekend ofkors.
Tydzien chodzilam nieprzytomna i sama pojechalam z dziewczynami do Leby. Tym razem panienski szwagierki byl. A teraz czekam na slub. Nadal niewyspana, upierdliwa i marudna ze zmeczenia. W weekend slub. I wreszcie spokoj!!!!