Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05
|
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
Archiwum 05 marca 2009
Klusek mnie przeraza. Jeszcze nie ma 3 m-cy, a wazy jakos 8kg (dowiem sie dokladnie w przyszlym tyg na szczepieniu). Terrorist wazyl tyle dokladnie jak mial 6 m-cy. Ciuchy tez nosi juz 74 -80. Tyle, ze Kluskowi w szerz poszlo. Pulchny straszliwie, zwlaszcza nozki. Juz sie boje, ze pojdzie w slady Slubnego.
Rechocze sie w glos. Ledwo sie pojawie, a juz papina rozesmiana (na rechot trzeba zasluzyc). A za Katkiem, by sie wsciekl. Szuka go wzrokiem, a jak natrafi to usmiech od ucha do ucha.
Gugac zaczyna coraz wiecej, ale to musi miec nastroj i towarzystwo.
Krzykow katkowych sie boi. Od razu podkowka sie pojawia. Obcych tez sie boi. Ostatnio przyszla sasiadka, pochylila nad nim i juz byl placz.
Udaje mu sie przewrocic z brzucha na plecy. Bardziej przez przypadek mu to wychodzi, bo silny jest i na wyprostowanych raczkach sie podpiera, kreci glowka na wszystkie strony i wierzga nogami... no i leci na plecy:). Nogi zaczyna podkurczac do raczkowania i dupsko unosi ( Terrorist w 9 m-cu tak robil i potem zaczal raczkowac, wiec to podkurczanie kojarzy mi sie z raczkowaniem). Nie myslcie, ze wydaje mi sie, ze mlody zacznie raczkowac. Taka optymistka nie jestem:). Silny Dadid jest i tak mu sie udaje. A ja sie zachwycam, bo przy Terroryscie siedzialam z minutnikiem w reku i odmierzalam, coby chociaz minute wytrzymal na brzuchu. I tak do 8 m-ca bylo. Nie znosil lezenia na brzuchu i juz. Cud, ze raczkowac zaczal pod koniec 9-tego, bo przewracac z brzucha na plecy nauczyl sie w wieku 7 m-cy, a z plecow na brzuch jakos w osmym.
Ale mnie na wspomnienia wzielo. A mialo byc o Klusku.
Wiec Klusek lubi na brzuchu lezec. I lezy dlugo i wytrwale. Chyba, ze nie ma dnia. Albo kolki atakuja.
No wlasnie kolki. Juz jest tendencja spadkowa, ale nadal sa. Akurat jak Slubny wraca z pracy:), dzieki czemu sie zalapuje, a moj kregoslup nie dostaje w dupe (u Rodzicow tyle nosilam, ze do dzisiaj czuje). Nawet rurki odpowietrzajace z Czech nie pomagaja. Niby gazy odchodza, ale swoje musi wycierpiec bidak.
Na szczescie zasypia wczesniej. Niestety budzi sie 2 razy w nocy. A juz mialam nocki przespane (tzn Terrorist mnie tylko budzil). Jak Dawid ma lepsza noc to tylko raz domaga sie mleczarni, no bo 6.00 rano juz nie zaliczam do nocy:). Tylko, ze przesikuje mi sie i moze dlatego sie budzi, a ze bez cyca nie zasnie, to je.
I przeszlam na rozmiar 4 w pieluchach. Boszzeee... Terrorist nosi 5, czworki zaczal jak mial jakies 8 m-cy, albo i dalej. Zreszta w 4 tez by wszedl.
Terrorist coraz wiecej gada. A gada bez przerwy. Dziob mu sie nie zamyka (chyba po mamusi). Powoli zaczyna zdania tworzyc. Praktycznie wszystko powtorzy. Teraz trzeba uwazac co sie mowi. Ja sie staram, Slubny zapomina i dziala mi tym na nerwy.
Na siebie mowi "Katek". (Kto sie domysla jak Terrorist ma na imie? Ci co wiedza niech milcza.) I wszystko jest "Katka". Zabiera "Dadowi" zabawki, lezaczek, szczoteczke do wlosow. Pod tym wzgledem jest okropniasty.
Niby zazdrosny o brata, ale opiekunczy. Jak Klusek ryczal, a ja postanowilam mu pozwolic, bo ile mozna wymuszac noszenie( rozbestwil sie przez te kolki), Katek polecial do pokoju, usiadl przy Mlodym i ryczal razem z nim, wrzeszczac "Mamuś.... dzidzia opa, mammmuuuś". Chetnie przewija malego ze mna = tony sudokremu laduje na kluskowy ... pepek:)
No i uparty jak osiol. Potrafi wrzeszczec i domagac sie czegos zakazanego pol dnia. Nie pomaga karanie wygnaniem do pokoju, klaps (juz nawet nie probuje), postraszenie, ze nie dostanie jaja niespodzianki (ulubiony smakolyk, a raczej zawartosc jaja), ani samochodowych kluczykow Slubnego (a to swietosc dla Katka).
Wczoraj niani nie bylo. Bylam z nimi sama. Terrorist najpierw wylecial do pokoju za wbijanie paluchow i walenie piescia po glowie ssacego cyca Dawida. Udalo mu sie trafic kilka razy, bo zawiodla moja skutecznosc w odpychanu lapska nerwusa. Nie dawal za wygrana i z coraz wieksza zloscia probowal walnac Klucha. W koncu moja cierpliwosc poszla w las. Wyrwalam malemu cyca, chwycilam Terrorista i wytargalkam juz wrzeszczacego z sypialni ulokowalam na lozku w pokoju i przekrzykujac donosny ryk Starszego, wytlumaczylkam, ze jak mu przejdzie i sie uspokoi, to moze wyjsc. Dluuuugo siedzial i ryczal, potem dluuugo siedzial i nie wychodzil, a na koniec dluuugo zbieal sie do przeproszenia mnie, Dawida juz nie ukochal.
Potem uparl sie na mikser (szykowalam ciacho na przyjscie Wu). Darl sie i darl. Wyladowal raz w pokoju, potem drugi i pewnie trzeci tez by wylecial, ale przyszla babcia z ciocia Jola i upieklo mu sie. A mi tylko w uszach dzwieczalo od tego ryku.
A i tak wczoraj jakos lagodnie ten upor dal sie zwalczyc.
Przy Terroryscie u Rodzicow odpoczywalam. Bylo to dziecko uryczane. Chwili mnie nie widzial i juz stawial pol bloku na nogi. Okazalo sie, ze nie musze byc ja. Musial byc przy nim ktokolwiek, byle byl, patrzyl, podziwial i gadal. I tak skubaniec mial od drgiego dnia zycia.
Wiec jak pojechalam z nim pierwszy raz do Rodzicow (kolejne razy tez, poki obracac sie nie zaczal, a zaczal pozno, jakies 7 m-cy mial) odpoczelam. Odpoczelam psychicznie i fizycznie tez. Moglam sobie poczytac, wyjsc do sklepu, ze smieciami (tak nawet to bylo dla mnie przyjemnoscia). A Terrorysta lezal w lezaczku, od czasu do czasu bujany i lypal slipiem na Babcie. Ja tylko bylam potrzebna do zmiany pieluszyska i podania mleczarni.
Teraz jak jechalam, myslalam, ze bede mogla czas poswiecic Terroryscie. Klusek w lezaczku bujany i zabawiany przez Babcie, a ja czas dla Starszego. Spacerek, rysowanie, gra w pilke w przedpokoju...
No i dupa. Realia byly inne. Lezaczek parzyl, bujanie nie pomagalo, babcinych rak nie tolerowal, dziadkowych zreszta tez nie. I tak dziadki nie daliby rady go na reku trzymac za dlugo, bo klops z niego, ale myslalam, ze pozwoli sie soba zajac.
Tym sposobem Terrorysta pierwszy raz w swym zyciu widzial jak duzo czasu musze poswiecic Dawidowi. Nie bardzo mu sie to spodobalo. Jak Mlodego nosilam, to Starszy pchal sie na 'opa', ale jak Klucha spal i moglabym czas i rece poswiecic Terroryscie, to nie byl zainteresowany. Na spacer udalo mi sie wyjsc ze Starszym 3 razy. TRZY RAZY PRZEZ DNI 10 !!!! W leb dostawalismy, ale wyjsc sie nie dalo, bo Klusek dostawal o dziwnych porach kolki i wtedy juz Rodzice nie byli w stanie nic zrobic. Wtedy musialam Mlodego nosic. Rece odpadaly, ja nosilam, Terrorist pchal sie na opa, wiec czasem dwoch nosilam jednoczesnie. I tak przez wiekszosc dnia. Mama starala sie jak mogla, dwoila i troila, zeby zabawic w tym czasie Starszego, ale nie zawsze wychodzilo.
Jak Terrorist zasypial, to ja migiem ubieralam dracego sie Kluska (ubierania nie znosi) i lecialam ladowac akumulatory do parku ( tu nie mam czegos takiego:( ). Cisza, spokoj, biale drzewa jednego dnia, plucha nastepnego. I tak sobie jezdzilam wokol stawkow i drzewkow, laweczkow i mostkow parkowych i delektowalam sie spokojem. Tylko ten spokoj burzyla mysl "Obudzil sie juz czy nie? Chyba zadzwonia jakby co?".
Nawet przez miasto raz przeszlam. Na sam koniec w sobote. I sie tylko wkurzylam, bo zajebiste przeceny dzieciecych szmatek byly, a ja bylam juz po zamknieciu sklepow. Fak. A tu brak sklepow tego typu i tylu. I przecen takich zajebistych tez nie ma. (Boszeeeeee, gdzie mnie tu diabli przyniesli???).
Tak wiec zylam sobie 10 dni w biegu. Jednego karmie i przebieram, zaraz drugiego trzeba oporzadzic. Kapiel malego, duzy sie laduje i awanturuje,ze teraz on sie chce myc. Kapie duzego, maly wrzeszczy jak opetany w lezaczku, a nad nim Babcia, ktora sie stara uspokoic, ale nie idzie. Staram sie ubrac szybko Terrorista, to ten ucieka. Maly nadal wrzeszczy. Karmie Kluska, a Terrorist domaga sie usypiania i mleka.
Smialam sie, ze wieczorna kapiel i mycie zaczne juz rano. Pod prysznic na 3 min, biegiem i juz ktorys sie darl. Potem po jakiejs godzinie udawalo mi sie umyc twarz, potem zeby w przelocie. A Rodzice tylko pytali "I co juz umylas jedna reke, czy udalo ci sie dwie?". Takie mieli poczucie humoru, podczas gdy ja na pysk padalam.
Dobrze, ze mam nianie. Zreszta u siebie w domu szlo by mi lepiej. wszystko na swoim miejscu, Terrorist mniej wymysla, no i Klusek lepiej spi. Tam ledwo zasnal, to Terrorist sie wydzieral i go budzil. W domu jakos omija sypialnie, a tam lecial od razu tam, gdzie wytargalam malego.
Przez chwile tez mialam nadzieje, ze kolki sie koncza. Nie podawalam zadnych specyfikow typu Sab simplex, espumisan, czopki itp, bo nie maialam czasu (dziwnie to zabrzmi, ale podanie 15 kropli graniczylo z cudem). I przez pierwsze 3 dni Klusek kolek nie mial. Przechwalilam i czwartego dnia sie zaczelo. Tyle, ze nie w nocnych godzinach. Caly dzien po kilka minut . Czasem wieczorem dluzej, ale ogolnie o 22.00 Klusek juz spal, co w domu bylo nie do pomyslenia. W domu czasem udalo mu sie zasnac w okolicach 24.00. Z reguly po 1.00, blizej 2.00.
Nastepna wizyta u Rodzicow dopiero po zniknieciu kolek. I po oduczeniu Kluska wiszenia przy cycku. Smarkacz maly zamiast smoczka, przyssal sie do cyca i ani mysli zakonczyc po zapelnieniu zoladka. Zasypia i memli sobie. A jak mu zabieram, budzi sie i wrzeszczy. Trzeba Smarkactwo tego oduczyc. Nie chce smoka to nie, ale od cyca tez wara.