Komentarze: 4
Pierwsze dwa dni byly koszmarne. Pierwszego bylam glodna. A drugiego tak mnie glowa bolala, ze az mi w oku skakalo cos. Oko skakalo. Jak patrzylam w lustrze to nie bylo tego widac, ale mi pod czacha skakalo.
A dnia trzeciego jak nowo narodzona. Gory moglabym przenosic. Energii za 10-ciu. A tylko niecale 500 kalorii dziennie. I tak do dzisiaj.
Tzn wczoraj sie zapomnalam, a moze celowo zapomnialam, i zjadlam kawalek ryby, ktora Miszelinowi dziubalam na obiad. Zamiast saszetki. I jablko, bo saszetka dluzej trzyma.
I co? I dzisiaj rano na wadze 700g mniej.
Od jutra zamast 3 saszetek, beda 2 i jeden normalny posilek- warzywka na parze. Coby mi tu efekt jojo nie wyskoczyl, bo sie wnerwie.
W sobote do dietetyka sie przejade. Zobaczymy co powie.
Jeszcze 10 kg i bede usatysfakcjonowana. Po raz pierwszy w zyciu sie wzielam za siebie i mi chwilowo wychodzi. Nie wiem co mnie tak mobilizuje. Slubny? Slub szwagra w sierpniu? Niewazne, wazne, zeby wytrwac i cel osiagnac.
Trzymac kciuki, bo urodziny mych dzieci sie zblizaja, potem swieta. A ja na glodowych porcjach musze wytrwac.
Najsmieszniejsze jest to, ze dzieciom przygotowuje posilki i mnie nie kusi. Nawet moj nalog - slodkie. Szok. Normalnie szok.