Najnowsze wpisy, strona 2


cze 15 2010 blog mnie wk...a
Komentarze: 0

Myslicie, ze czemu mnie tu praktycznie nie ma? Nie, ze ja leniwa i nie pisze. Co to to nie. Tylko to gowno mi nie chce dodawac notek.

 

Ile ja juz tu stronic zapisalam.... i wszystko w pizdu. Zaraz normalnie mna telepie jak sobie pomysle.

 

A do tego ostatnio Wu poprosilam, zeby weszla na moj profil i sprawdzila, co moge robic nie tak. I co sie okazalo??? A nic!!!! Bez problemu dodala "probne" notki.

 

Nosz w cholere.

 

Teraz tez mialam problem. Tyle, ze sie wycwanilam. Wpisuje byle jaki tytul, potem blablabla, haslo i sprawdzam, czy dodaje. I dopiero za 3 razem dodalo. Cud, ze wogole dodalo.

 

Biore sie do notki. Bojowo nastawiona. Jak nie bedzie, to znaczy, ze mnie szlag trafil, bo znowu nie dodawalo.

ciernista : :
maj 30 2010 nie uwierzycie...
Komentarze: 2

Nie uwierzycie kto u mnie byl. Normalnie nie uwierzycie..., bo ja sama nie wierze.

 

WU!!! WU u mnie byla. Mieszkamy w tym samym miescie. Niezbyt daleko od siebie. A jak ciezko sie spotkac... Nawet sobie nie wyobrazacie.

 

Ale byla. Wpadla jak po ogien. Z pizza. Glodna bidula, a ja nic do zarcia nie mialam. Wstyd! Ale niestety prawda.

 

I uciekla. Padnieta jakas taka. Zachcialo sie ujezdzac rowery po lesie to tak jest:)

 

Oj Wu, kiedy my sie nagadamy???

ciernista : :
maj 22 2010 [*][*][*]
Komentarze: 0

Wczoraj sie dowiedzialam...

 

Pamietacie jak blisko rok temu, w lipcu, chodzilam na rehabilitacje? Prady, ultradzwieki, masaz kregoslupa i inne bajery...

 

Byl tam jedyny rehabilitant. Ciacho. Jak go widzialam, ciary po plecach.... Jak sie odezwal, prawie mdlalam.... Poczucia humoru pozazdroscic.... Ciacho pod kazdym wzgledem. Takich kolesi, zadko kiedy sie spotyka. Przyciagal jak magnez.....

 

Nie zyje.

 

Tetniak. Pekl jak prowadzil samochod. Walnal w drzewo. Wyczolgal sie, zadzwonil na policje.... tak slyszalam.... Walczyl o zycie 3 dni. Przegral :((((

 

Jestem normalnie w szoku. Praktycznie go nie znalam. Ale ta jego energie, zaangazowanie, poczucie humoru, glos, usmiech.... Zarazal szczesciem, zyciem....

 

Mial 22 lata.

ciernista : :
maj 19 2010 jestem:)
Komentarze: 6

Duzo sie dzialo.

 

Po pierwsze na weekend bylam u JFK pod Poznaniem. Chlopy w sobote pojechaly na mecz, a my walczylysmy z dziecmi. Jak juz zasnely, wrocili nasi kibice. Jak zwykle na gotowe. Wieczorkiem siedzielismy przy flaszeczce. Slubni padli, tzn zasneli przy stole, a my troche dluzej wytrzymalysmy. Obgadalysmy co i kogo sie dalo i o 2.00 w kimono.

 

W niedziele pogoda sprzyjala, to na Malte do zoo. Dzieciaki mialy atrakcje. Miszelin obudzil sie jak wychodzilismy:) Moze nastepnym razem zalapie sie na slonie,, tygrysy i inne gady. Jeszcze szybka kawka u szwagra i do moich Rodzicow na obiad.

 

Po drugie zostalam tydzien u Rodzicow. O dziwo Tata nie przyplacil tej wizyty kolejna arytmia.

 

Pogoda nie bardzo, ale przed i popoludniu dalo sie wyjsc z dzieciarnia na dwor. I to chyba Tate ocalilo:)

 

Umeczylam sie jak wol. Pobudka Miszelina o 6.00, albo i wczesniej. Tata staral sie go zajac jakos, ale nie "mama" i "mama". Choc nie powiem raz wstalam o 9.00 w lekkim szoku, jak tego dokonali.

 

Na plac zabaw w parku lub przed blokiem, coby umeczyc dzieci. Koniec koncow one wymeczaly mnie. Padalam ok 22.00. Jak na mnie mloda godzina. Niestety cierpialam na niedosyt snu. Ilebym nie spala i tak wstawalam niewyspana.

 

Dwa razy prosto z parku wedrowalam do JFK i mego chrzesniaka. Przyjechali w czwartek.

 

Ogolnie strasznie zmarnowana przyjechalam po tym wyjezdzie. Codziennie czulam sie jakbym kompleksowo sprzatala moja chate od gory do dolu, lacznie z myciem okien. Miszelin na obcym terenie strasznie wykancza.

 

Slubnego prosilam, zeby popral ciuchy podczas mojej nieobecnosci. W niedziele dostalam wku...wa.

 

Wracam. W domu nie zrobione nic. Nawet butelki po Terroryscie nie umyl. Smierdzaca won i zielone resztki mleka z butli pozostaly. Zabawki porozrzucane, tak jak rano przed naszym wyjazdem, dzieci zostawily. Plus rzucone na srodek pokoju te, ktore wytargac zdzazyly do salonu. Lawa zalana jakas lepka mazia. Cola podobno. Stol zawalony jakimis papierami i innymi duperelami, walajacymi sie w kurzu. Krzesla obwieszone ciuchami. Blat kuchenny w nieladzie. W lodowce garnek z resztka zupy, ktora robilam przed wyjazdem plus puste opakowania, woreczki i papierki po zjedzonych produktach. Smrod i nic wiecej. W chlebaku plesniejace pieczywo....

Szkoda gadac.

 

Pranie oczywiscie nie zrobione. Nawet do piwnicy nie zniesione. Na suszarkach wisialo to, ktore osobiscie powiesilam tydzien wczesniej. A ten mi wmawia, ze on swoje pral. Tylko kurwa, gdzie je wieszal??? I tu juz nie potrafil odpowiedziec. Zreszta wypralam  wszystko co jego zanim wyjechalam.

I mi mowi, ze on zmeczony byl, bo codziennie o 19.00 wracal..., bo nadrabial zaleglosci w pracy..., bo na rodzine zarabial,... bo zeby nie stracic roboty, ... bo....

I sie k...a dziwi, ze ja zla i sie nie odzywam.

 

Ale sie juz odegralam. Nic mu nie piore. Teraz jest w Pradze na spotkaniach. Do piatku. Ale segreguje dokladnie jego ciuchy do jednego brudownika, a reszte do drugiego. Piore moje i dzieci. Zanim wyjechal wstawil sobie pranie. Ja je wyjelam na pralke, wstawilam moje, powiesilam, wstawilam kolejne powiesilam, a jego lezalo caly dzien. Wieczorem zdziwiony odkryl, ze jego lezy zmiete na pralce. I do mnie z tekstem, ze przeciez rano przyniosl mi na gore moje pranie. Raz na rok mu sie zdarza, codziennie rano jest w piwnicy i potem na gore wchodzi, a ja czesto wstawiam na noc i praktycznie codziennie moglby mi jedno wniesc. Ale nie. Nie to nie. Teraz ja przestaje sie martwic nim.

ciernista : :
kwi 28 2010 wychodzimy na prosta
Komentarze: 9

Z poniedzialku na wtorek (26.04/27.04) przezylam z Miszelinem koszmar. Terrorist smacznie spal, a ja pol nocy chodzilam z Miszelinem w te i we wte.

 

Plakal, marudzil, smarkal, kaszlal, krztusil sie, krzyczal. Prowadzal mnie za reke, slanial sie, nosilam, tulilam, spiewalam, przemawialam. Nic nie dawalo. Biedak chcial spac, ale ledwo sie kladl, katar splywal do gardla, krztusil sie, siadal, plakal i tak w kolko. Nie pomagaly poduchy, zeby glowka byla wyzej. Zreszta Miszelin lubi spac na brzuchu i tu byl najwiekszy problem. Bo jak spac w ulubionej pozycji na wpol siedzaco?

 

Staralam sie, zeby zasnal na siedzaco, oparty o mnie, ale niewiele to dawalo, bo maly jak juz zasypial, kombinowal, zeby na ten brzuch... Bledne kolo.

 

Pic nie chcial. Mleko niby tak, ale sie denerwowal. Zeby do tego sie pchaja, wiec kolejna przeszkoda w snie. W koncu wypil butle mleka. Zasnal na chwile i znowu chodzenie po domu...

 

Pokazywal, ze znowu chce mleko. Kilka lykow i.... zwymiotowal wszystko, co wypil wczesniej. Nerwa dostal, bo sie wystraszyl. Placz, krzyk, mycie, przebieranie....

 

Zasnelismy ok 6.30, a o 8.20 juz bylismy na nogach. O dziwo Terrorist tez pospal do tej godziny.

 

Dzisiaj wychodzi ze mnie zmeczenie, bo wczoraj nie odczulam zarwanej nocy.

 

Walczylam caly dzien z choroba Miszelina, zeby Slubny sie nie czepial, ze to przez ten spacer poniedzialkowy. I chyba wygralismy. Inhalacje, opukiwania, oczyszczanie nosa co 10 min.... przynioslo efekt. Nocka dzisiejsza spokojna, przespana.

ciernista : :