Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05
|
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
Archiwum 05 czerwca 2008
biedny Tuptasek. obudzil sie i niby bylo ok. ale po jakiejs godzinie po wstaniu zaczal stawiac "szczepiona" nozke na palcach, a potem kazal sie nosic. teraz dostal czopek przeciwbolowy i niby jest lepiej - nozke stawia na paluszkach. ale wlazi i wylazi do walizki, w ktora probowal sie Slubny zapakowac, a na koniec przepakowal sie do wiekszej. a zawsze marudzi, ze tyle ciuchow biore. tyle, ze ja w ta walizke siebie i Tuptaska pakuje.
jakis Slubny zalamany po wczorajszej rozmowie. nawet sie nie dziwie - uslyszec, ze nie jest sie chyba kochanym nie nalezy do rzeczy przyjemnych. ale chcial szcerosci.
Tuptas wariuje z walizka wiec czopek chyba dziala. huuuuurrra. oby nocka byla przespana.
tym sposobem dotarlam do wlasciwego dnia tygodnia. nadrobilam zaleglosci w pisaniu, bo na wsi bylam odcieta od internetu.
no wiec rano dotarlam na szczepienie Tuptaska- dobrze na tym niezagladaniu do skrzynki wyszlam, bo tylko raz w tygodniu przyjmuja rano ( w pozostale dni tygodnia przyjmyja w godzinach, kiedy Tuptasek spi). Maly jak zwykle mnie zaskoczyl, bo nawet nie zapiszczal. tylko zbyntowal sie, ze usztywniam mu nozke i obca pani go dotyka. ale na tym wyrazeniu buntu koniec. zadnych lez, lamentow. twarda sztuka z tego mojego malego mezczyzny.
wczoraj wieczorem Slubny zauwazyl moja obecnosc. wczesniejsze tygodnie zajety byl zdobywaniem biletow na mistrzostwa, szukaniem noclegow w Austrii, omawianiem trasy z kumplami i takim innym planowaniem wyjazdu. tyle tylko, ze ja nie mialam jakiejkolwiek ochoty na rozmowy i poswiecanie mu czasu. no ale w koncu pogadalismy. on twierdzi, ze wie, ze powinnismy cos zmienic w naszym malzenstwie, bo zaczynamy sie oddalac ( wedle mnie to sie sypie), ze na nic czasu n ie mamy, a juz najmniej dla siebie ( szkoda ze dla kumpli ma czas, na siedzenie i godzinne przegladanie samochodow na internecie tez czas jest, nie wspomne o meczach i innych glupotach), ze trzeba jakos przeorganizowac nasze zycie, zeby bylo lepiej. no zobaczymy. poki co ja sie wypalilam i juz nie kiwne palcem w ratowaniu tego uczucia. jak on sie postara i zaczne widziec sens jakis tego wszystkiego to sie wlacze. ja juz tyle razy pierwsza wyciagalam reke, ze teraz mam dosc. co ma byc to bedzie. mam Tuptaska, Klusek w drodze i to sa moje najwieksze szczescia.
dzwonilam przed chwila do Slubnego. jak tak ma wygladac ratowanie NAS, to ja pierdole. juz jakies fochy ma. on chyba sam nie wie czego chce. e tam. szkoda czasu na rozmyslanie o tym wszystkim.
chwilowo zyje weekendem. jade do mojego rodzinnego miasta na spotkanie klasy z liceum. najpierw mialam nie jechac, bo Slubny na mistrzostwa wyjezdza, no i z kim Tuptasek, ale w zeszlym tygodniu postawilam na swoim. bo kurwa co? Slubny wiecznie lazi na imprezy, wyjezdza ciagle do miasta studenckiego, spotyka sie ze znajomymi, a mnie to zamknal w domu, bo dziecko. a to dziecko ma oboje rodzicow i nie widze powodu, dla ktorego jedno z nich ma zrezygnowac z wlasnego zycia. innym matkom jakos dziecko nie przeszkadza w spotykaniu sie z kolezankami, bo mezowie w tym czasie je wyreczaja. a ja od 18 m-cy ciagle z Tuptaskiem.
wiec zazadalam opiekunki na caly weekend. no i wtedy sie okazalo ze Mamusia Slubnego moze sie zajac Tuptaskiem ( moi rodzice sa schorowani i nie daja sobie rady z opieka nad malym- mama na wozku). malo tego - jade na 2 noce do moich rodzicow. a to oznacza, ze wreszcie odespie, spotkam sie ze znajomymi i wroce z nowa energia do opieki nad synkiem.
no to odezwe sie po weekendzie.
czas spedzony na wsi nalezalby nawet do udanych, gdyby nie E. ( mamusia coreczki), ktora caly czas miala cos do Tuptaska. a to ze sie za wczesnie rano budzi ( mnie tez nie jest wesolo jak ok 6 rano male lapki mnie wyrywaja ze snu), a to ze jak sie cieszy to wyraza to dosc glosno i jej corcia sie boi (ale jak mala sama sie darla to juz mamusi nie przeszkadzalo), ze Tuptasek nie chce oddac Malej zabawki ( bozeee on ma dopiero 1,5 roku), ze wysypuje piasek z piaskownicy ( to po co ta piaskownica jak dzieci nie moga sie bawic bezstresowo).
no ale ogolnie odpoczelam, opalilam sie troszke, bo caly dzien na dworze spedzalysmy. dzieciaki sie wybiegaly, wybawily, dotlenily, prezenty na Dzien Dziecka przyjely od Chrzestnego i dziadkow Tuptaska, ktorzy przyjechali w odwiedziny a przy okazji pewnie sprawdzic jak sobie radzimy.
a w poniedzialek przyjechal po nas Slubny, bo we wtorek musialam isc do poloznych. u poloznych nic nie zalatwilam, bo nie mialy kart ciazy, jak wrocilam do domu to okazalo sie, ze wlasnie sa szczepienia i ja powinnam tam byc z Tuptaskiem ( tak to jest jak za pozno poczte sie wyciaga ze skrzynki). niestety maly byl juz tak padniety, ze nie bylo sensu go tam taszczyc. zadzwonilam, przelozylam, a Tuptaska polozylam spac - siebie tez, bo musialam odespac weekend na wsi :)
USG czyli podgladanie Kluska
tak, po poludniu wybralam sie na umowiona wizyte. w poczekalni okazalo sie, ze jakis pan tez jest na ta sama godzine co ja, wiec sie przestraszylam, ze cos pomieszalam ( w ciazy z tuptaskiem ciagle o czyms zapominalam, albo terminy mylilam). na szczescie to pan pomylil godzine, byl i tak przede mna, ale jakos dziwnie krotko trwala ta jego wizyta.
no a ja bylam 30 min. kazalam sobie nagrac Kluska. a co mi tam. Tuptaska nie zdazylam - bo najpierw za wczesnie, potem nie bylo plyt, a potem to juz w szpitalu wyladowalam. no wiec mam fikajacego Kluska uwiecznionego. a i tak jest spokojniejszy niz Tuptasek, ktory dostawal szalu, ledwo zaczynalismy go podgladac. smiesznie to wygladalo, ale autentycznie bylo widac jak synek sprzeciwia sie i ucieka od "podgladacza". a Klusek przyjal nas spokojnie. plywal sobie, ogladal raczki, machal nozkami i ogolnie wydawalo sie, ze ma nas totalnie gdzies. fajny jest ten Klusek. oby spokojniejszy okazal sie od Tuptaska, bo wykoncza mnie.
wedlug usg Klusek przyjdzie na swiat o 12 dni wczesniej niz wychodzi z okresu. hmmm. ciekawe. Tuptasowi terminy sie zbiegaly, a i tak musial byc wywolany 10 dni po terminie.
po badaniu Slubny zawiozl mnie na wies do jego kuzynki, ktora przyjechala do Polski na 2 miesiace ze swoja niespelna 2-letnia corka. a co niech dzieciaki sie pobawia razem, powdychaja swiezego powietrza. a mamuski poplotkuja. w koncu cos nam sie nalezy od zycia, bo poki co siedzimy w domu i nic ciekawego sie nie dzieje, po za rozwojem naszych pociech oczywiscie.