Niedziela tez u tesciow. Poswiecilam sie dla dobra Terrorysty, ktory swietnie czuje sie w towarzystwie Dominiki ( jak ja tej smarkatej nie lubie, ale bede musiala sie do niej przekonac).
Musialam wysluchiwac "dobrych rad i porad", nasluchalam sie co powinnam, a co nie, oberwalo sie tez niani... Ale co tam. Synek swietnie sie bawil. Przezylam.
Babcia po 22 mieciacach zycia Terrorysty przypomniala sobie, ze mozna wnuka zabrac na spacer. Teraz kiedy mam opiekunke!!! Teraz kiedy juz pomocy nie potrzebuje. Cholera mnie bierze. I jeszcze niewypowiedziane, ale z miny wyczytane pretensje. Trudno, ze chciala dzisiaj jechac nad zamek z wnukiem, siostrzenica i jej corka. Wczesniej nianie mialam umowiona.
Myslala, ze jak sie przeprowadzimy plot w plot ( no prawie) to ja bede latac co chwila. A w dupie mam. Potem znowu dotra do mnie informacje, ze chodze do niej, bo mi sie nie chce gotowac. A ja chodzilam... wbrew sobie... zeby wnuk mial kontakt z dziadkami... ale to chyba nie mnie powinno zalezec, prawda??? A te obiady to ja mialam gdzies. Fakt, ze przez 9 m-cy zycia Terrorysty niewiele udawalo mi sie zrobic w domu, bo Smarkacz ciagle ryczal, ale powodem moich odwiedzin z pewnoscia nie bylo zarcie.
Czlowiek sie stara, dla dobra dziecka... no bo jak dziadkowie nie przychodza... a szkoda moich nerwow. Terrorysta czul jeszcze w brzuchu wieczne moje napiecie z powodu Slubnego, po urodzeniu tez - bo tesciowa sie wpieprzala i wydzwaniala 10 razy na dobe z glupotami typu "a czapeczke zalozylas jak wychodzilas na spacer?' (zima chyba oczywiste), "pieluszke przebralas?", 'nakarmilas"..... Slubny tez mial nas w nosie. Tylko mecze i kumple.
Teraz mowie dosc. Z Kluskiem tak sobie nie dam. I tak jestem ta najgorsza za nic. To teraz beda mieli powody, zeby tak uwazac. Byle mi tylko sil starczylo...