Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05
|
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
Archiwum 05 października 2008
Zabralam Smarkactwo po poludniu na spacer. Niania zachwalala, ze ladnie chodzi na nozkach- czego ja nie moglam wyegzekwowac - wiec postanowilam zmeczyc smyka (spal do 15.00 i moglyby byc problemy z wieczornym zasnieciem). A Terrorysta jak nie moj Terrorysta. Ani razu nie ujrzalam lapek wzniesionych w gore i wbitych we mnie zbuntowanych slipiat, ani razu nie uslyszalam wrzaskliwego "maaammmaaa opa". Normalnie szlam i z zachwytu wyjsc nie moglam. A chodzilismy przeszlo godzine.
Z oddali widzialam dawne mieszkanie, na wzgorzu, w promieniach slonca... Tak jakos smutno mi sie zrobilo. Bo niby teraz mam wygodniej... nizej... Terrorysta sam schodzi ze schodow i wchodzi..., ale ja taka porabana jestem, ze strasznie przywiazuje sie do ludzi, miejsc. Moge byc tylko gdzies tydzien, a przy odjezdzie lzy mam na koncu oka... Ehhh... Sentyment mam i tyle.
Nocke mialam z glowy. Wczoraj przyszli znajomi i chyba Slubny przechwalil Terroryste. Najpierw 2 razy wstawalam do niego. Ok. 3.00 maly przyczlapal sie do sypialni z wiertarka dziadkowa pod pacha i kolkiem na kiju - takie tam kolorowe do pchania. Poszlam do niego sie polozyc, bo naszego lozka Terrorist nie toleruje ( chyba dobrze). Ale lajza mala co chwila wylazila z lozka i paletala sie po chalupie. Malo tego. Jeszcze mnie nawolywal truten jeden.
Rano niezbt przytomna bylam jak synus wparowal o 9.00 do sypialni (jakos nad ranem poszlam do siebie) z krzykiem na ustach "mama tań". Zlitowal sie Slubny i pozwolili mi pospac do 10.45.
Slubny po 11.00 pojechal na mecz do Pyrlandii. Ja sobie ogarnelam chlupe (znowu!!!!), zjadlam sniadanko i postanowilam wydelegowac Trutnia do spania. Jednak smarkaty mial inne plany. Kombinowal i kombinowal i padl ok 13.00. Wykonczyl mnie. 1,5 godz. sie z nim uzeralam. Teraz spi, a ja mam chwile spokoju.
Wrabalam pol paczki "krowek" i teraz mi niedobrze. Moje lakomstwo nie zna granic. A potem, ze mi ciezko, ze duza jakas sie zrobilam... ale slodkie to garsciami.