Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06
|
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
Archiwum 06 stycznia 2010
Jakas godzine temu skonczylam rozmawiac z Danusia. Fumfela ze studiow. Wyjechala malpa do USA po skonczeniu edukacji. Obiecala wrocic po 2 latach. Sie glupia cieszylam. Odliczalam...
Wrocila... na kilkanascie dni... po 6.5 roku. Dzieki Bogu, ze sie zakochala w Polaku z amerykanskim obywatelstwem. I szybko po slubie dostala zielona karte.
Przyleciala do rodzicow na swieta. W drugie swieto ze Slubnym, po drodze zostawiajac dzieciarnie u babc, wlecielismy w odwiedziny. Bylo super. A ludzi, ze szkoda gadac. Sie nie dziwie. Chcial moj babsztyl choc troche nadrobyc te lata i wszystkich rodzicom na glowe sprosila:))))
No i z nia gadalam. Jutro wyjezdza do Krakowa do mamy meza. A 9 stycznia leci "do siebie" do Chicago. Bo ona nasza jest. I tu powinna zostac..., tyle ze zycie uklada karty...
Pozalilam sie i jest mi lepiej. Danusi znaczy sie pozalilam. Latwiej opowiedziec wszystko niz napisac w mailu. Teraz tez latwiej bedzie pisac... bo to co powinna, wie.
Kurde ryczec mi sie chce, bo diabli wiedza kiedy sie zobaczymy. Ale jakby co zaproszenie do niej mam:)))) I kiedys skorzystam... jak w totka wygram, albo bank opier...e. Jakos dam rade. A ze mnie ciagnie w tamte strony, to nie odpuszcze:))) Danka boj sie. Kiedys zrobie nalot!!!
Poszlam sobie do Wu w sobote. Na ploty. Wyjscie i tak stalo pod znakiem zapytania, bo Miszelin zaczal sie budzic i ryczec. Ale sie dalo.
Wu wsciekla byla. Chciala winka sie napic, a tu Ony zostawil koncowke na dnie:) Hehehe. Luj latal miedzy nami. Przeziebienie go bralo. Angina chyba z tego sie rozwinela.
Wrocilam do domu, a tu mi z pokoju Terrorista kaszel dobiega. Balam sie o Miszelina, a zaatakowalo z innej strony. W nocy temperatura. Wywalilam Slubnego, coby z nim spal.
I sie zemscilo. Od niedzieli Slubny tez pociagajacy, narzekajacy i marudzacy. Nie miala baba klopotu...
W poniedzialek przyszla lekarka. Osluchala, w gardla zerknela, zapisala leki. Cala trojke dalam pod lupe.
Miszelin do wczoraj sie trzymal, ale tez go dopadlo. Najgorsze, ze nie daje sobie lekow w gardlo wepchnac. Wszystko wypluwa. Wlewam do mleka. Jedyna nadzieja, ze zostana w zbuntowanym organizmie. I mnie tez rozlozylo:(
Dzis juz lepiej. Miszelin tez nie mial temperatury. Lekki katar i kaszel raz na 3h.
Terrorist juz ma chyba dosc siedzenia w domu. Dzisiaj wrzeszczal, bil malego, wymuszal i kombinowal jakby tu utruc mi zycie. Jutro do niani pojdzie. Zreszta jego choroba trwala 24h i wydobrzal. A co wszystkich wkolo zaprawil to jego.
Ze mna tez lepiej. Sie zdaje. Bede zyc:)