Najnowsze wpisy, strona 51


paź 27 2008

wizyta


Komentarze: 0

Przyszla sobota. Slubny pozwolil mi pospac do 9.00... bo jak mnie rano zobaczyl, to chyba sie przerazil. Jak ostatni polamaniec chodzilam. Do tego geba mi sie wykrzywiala ziewaniem... Ogolnie nieciekawie sie czulam.

Jak juz wygramolilam sie z cieplutkiej posceli i pochlonelam sniadanie, pojechalismy na ostatnie zakupy, bo jak to ze Slubnym bywa, nigdy na czas wszystkiego nie nabedzie...Bo ja nic nie mowilam... Bo skad on mial wiedziec, ze to sie przyda (napoje-faktycznie po cholere).


Jak Terrorysta wreszcie padl po 12.00, spokojnie dalo sie pogadac, przygotowalam obiad i w spokoju zjedlismy. Rodzicom moje "smakolyki" smakowaly. Wreszcie cos mi sie udalo w tej kuchni zrobic :)


Potem przyszli tescie na kawe. I tym sposobem Terrorysta nie zjadl obiadu, bo znowu cos sie dzialo. Biegal miedzy dziadkami zadowolony. A potem praktcznie caly czas zajmowal sie soba. Bawil sie u siebie w pokoju. Nic od nikogo nie chcial, nie piszczal, nie marudzil. Nie jestem przyzwyczajona do takiego cywilizowanego zachowania synka.


Czas szybko minal. Ojciec zaczal sie zbierac do wyjazdu. Znowu zamieszanie.
Mama w przelocie zdarzyla mi powiedziec, ze sa z ojcem pokloceni, od tygodnia nie gadaja. Szczena mi opadla, bo nic nie bylo widac po nich. A z reguly nie potrafia ukryc klotni.


Tescie chwile jeszcze zostali, poszli zobaczyc jak Slubny rozmiescil meble, Terrorysta przejety oprowadzal i ciezko bylo zaciagnac go na gore.


Zdecydowanie dzien nalezal do meczacych. Caly czas w pozycji siedzacej, troszke przy garach, no i Klusek zaczal sie buntowac. Kolejny wieczor rozwalona na kanapie...

ciernista : :
paź 27 2008

garkolenie


Komentarze: 0
Caly piatek stalam przy garach. A to dlategoz, ze w sobote przyjechali moi Rodzice. No wiec zaczelam od zrobienia murzynka. Jakos byle jak wyrosl, ale jadalny byl - przynajmniej nikt nie padl po skosztowaniu. Potem strzelilo mi cos na mozg i zrobilam domowa czekolade.
Jak zabralam sie do konkretow, to juz sily nie mialam. Zapiekanka cannelloni nawet szybko mi poszla. O dziwo nadziewanie makaronu nie zajelo mi wiekow, jak do tej pory bywalo.

Dupsko usadzilam na kanapie dopiero ok 16.00. Ale caly czas chodzilo mi po glowie, ze jeszcze zrazy przede mna. Slubny wrocil w miedzyczasie z pracy i zamiast zabrac sie za sprzatanie poki Terrorysta z niania, to on w kimono. Bezczelnie walnal sie na lozko i spi. No to ja tez sie polozylam. No bo co? Ja jakas gorsza????

Jak juz dojrzalam do tych zrazow, to okazalo sie, ze miesa nie da sie rozbic tak, zeby moc cos zawinac. Cholera mnie wziela. No bo 1,5 kg wolowiny pokrojone, ogorki i cala reszta gotowa, a tu sie nie da rozbic. A do tego ja ledwo na nogach stoje, bo odpoczynek zamiast mi pomoc, przypomnial miesniom, ze moga bolec, nogi jak balony sie zrobily, a do tego ciezkie... No i brzuch zaczal sie buntowac...
I jeszcze Slubny zamiast jakos weprzec, to marudzi i zaklina sie, ze mi nie pomoze, bo to nie jego dzialka.

W koncu stanelo na bitkach... I dziwo wyszly... Garowaly sie chyba z 4 godziny, ale wyszly!!! Jak na mnie, beztalecie garnkowe, to ogromny sukces. Jeszcze pare lat temu wode w garnku potrafilam przypalic, a teraz... no coz, dumna jestem z siebie i tyle.


Niestety po tych wyczynach tak zle sie czulam, ze obawialam sie, czy oby nie przegielam. I czy dam rade siedzec przy stole na drugi dzien.
ciernista : :
paź 20 2008

kubki


Komentarze: 1
Wczoraj Slubny przewozil meble do swej swiatyni w piwnicy. I reszte gratow. No i moje ksiazki tez juz stoja w kartonach w piwnicy. Trzeba im miejsce znalezc. Poki co dokopalam sie do tych, ktore mam zamiar przeczytac jeszcze przed porodem. Jaka ja szczesliwa jestem. Moje knigi w zasiegu reki... a nie zawalone... w garazu... u tesciow.

Poza ksiazkami uzupelnilam drugie swoje zboczenie - kubki. Bylam na zakupach ze Slubnym w Tesco. Mialo byc po srodki czystosci, ale jak stanelam przy kubkach, to zadna sila mnie z tamtad ruszyc nie mogla. Dopoki nie dostalam czego chcialam. A co ??? ... kaprys ciazowy... i tyle. Kto powiedzial, ze na jedzonko trzeba miec ochote?? Ja mialam na kubki...
ciernista : :
paź 20 2008

rady... porady


Komentarze: 0

Niedziela tez u tesciow. Poswiecilam sie dla dobra Terrorysty, ktory swietnie czuje sie w towarzystwie Dominiki ( jak ja tej smarkatej nie lubie, ale bede musiala sie do niej przekonac).

Musialam wysluchiwac "dobrych rad i porad", nasluchalam sie co powinnam, a co nie, oberwalo sie tez niani... Ale co tam. Synek swietnie sie bawil. Przezylam.

Babcia po 22 mieciacach zycia Terrorysty przypomniala sobie, ze mozna wnuka zabrac na spacer. Teraz kiedy mam opiekunke!!! Teraz kiedy juz pomocy nie potrzebuje. Cholera mnie bierze. I jeszcze niewypowiedziane, ale z miny wyczytane pretensje. Trudno, ze chciala dzisiaj jechac nad zamek z wnukiem, siostrzenica i jej corka. Wczesniej nianie mialam umowiona.

Myslala, ze jak sie przeprowadzimy plot w plot ( no prawie) to ja bede latac co chwila. A w dupie mam. Potem znowu dotra do mnie informacje, ze chodze do niej, bo mi sie nie chce gotowac. A ja chodzilam... wbrew sobie... zeby wnuk mial kontakt z dziadkami... ale to chyba nie mnie powinno zalezec, prawda??? A te obiady to ja mialam gdzies. Fakt, ze przez 9 m-cy zycia Terrorysty niewiele udawalo mi sie zrobic w domu, bo Smarkacz ciagle ryczal, ale powodem moich odwiedzin z pewnoscia nie bylo zarcie.

Czlowiek sie stara, dla dobra dziecka... no bo jak dziadkowie nie przychodza... a szkoda moich nerwow. Terrorysta czul jeszcze w brzuchu wieczne moje napiecie z powodu Slubnego, po urodzeniu tez - bo tesciowa sie wpieprzala i wydzwaniala 10 razy na dobe z glupotami typu "a czapeczke zalozylas jak wychodzilas na spacer?' (zima chyba oczywiste), "pieluszke przebralas?", 'nakarmilas"..... Slubny tez mial nas w nosie. Tylko mecze i kumple.

Teraz mowie dosc. Z Kluskiem tak sobie nie dam. I tak jestem ta najgorsza za nic. To teraz beda mieli powody, zeby tak uwazac. Byle mi tylko sil starczylo...

ciernista : :
paź 20 2008

12h snu Terrorysty


Komentarze: 0
W sobote wieksza czesc dnia spedzilam z Terrorysta u tesciow. Jacek wykanczajacy piwnice powiadomil mnie, ze bedzie to dzien "wiercenia, stukania, pukania, walenia", wiec dla malego bedzie lepiej jakby drzemke popoludniowa odbyl 2 domy dalej.

Terrorysta podniecony obecnoscia starszej kuzynki Dominiki nie mogl zasnac. Dopiero dziadkowi udalo sie uspic Lobuza. Obawalam sie, co bedzie ze snem wieczornym, poniewaz Terrorysta padl dopiero o 13.20, a normalnie to on sie tak budzi. Na szczescie tak szalal z Dominika, skakali, biegali, ukladali, przenosili..., ze nie bylo z tym problemu. Tyle, ze zasnal godzine pozniej niz zwykle. Za to przez cala noc ani razu nie musialam do niego wstawac. Tak jak padl o 21.15 tak obudzil sie dopiero o 8.45 nastepnego dnia. Takich luksusow to ja jeszcze nie mialam odkad sie urodzil :). Do dzisiaj z szoku wyjsc nie moge.

Slubny bladym switem w sobote pojechal do Pyrlandii odebrac swoje Cacko, ktore sprowadzil Niemiec tydzien wczesniej. Mial wrocic w granicach 11.00, cobym mogla wyrwac sie z tesciowego domu i odpoczac. Niestety z jego pechem, ledwo przekroczyl granice miasta, cos nawalilo. Probowali ze szwagrem naprawic, ale sie nie dalo. Najprawdopodobniej wtryski paliwa poszly. Biedny Slubny przezywal koszmar jadac 100km/h, bo wiecej sie nie dalo. Tym sposobem dotarl na miejsce ok 17.00. Zmeczony jak diabli. Zly tez.
ciernista : :