Linki
- Bez kategorii
-
- namiętnie
-
- z doskoku
-
- zagladam
-
Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04
|
05
|
06 |
07 |
08
|
09 |
10
|
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
Najnowsze wpisy, strona 53
Nie chcialam przenosic ciazy, ale o wczesniaka tez nie prosilam. A jednak wszystko wskazujena to, ze Klusek jeszcze w pazdziernku pojawi sie na swiecie.
Nerwy mnie zzeraja i tyle. W nocy brzuch mnie bolal. I nadal boli. Zastanawiam sie czy to nie skurcze.
A kurwa jak mowilam, ze zle sie czuje to mi jeszcze tesciowa wmawala, ze to za malo ruchu i powinnam zaczac cwiczyc. Slubny tez jakos dziwnie patrzyl z mina mowiaca, ze ciaza nie choroba i za duzo wymyslam. No to teraz ma za swoje - nerwy.
Najgorsze to jest to, ze chyba dzisiaj jeszcze wyladuje w szpitalu. No bo jak sie zglosze, ze mnie ten bebzol boli caly czas, to pewnie mnie zatrzymaja. A na chwile obecna to chyba powinnam zglosic sie do lekarza. Poczekam na Slubnego.
Ide sie polozyc. Boli...
A to dopiero 30 tydz. Jutro 31 sie zacznie...
Bylam u gina. Wyszlam i sie poryczalam. Do Rodzicow nie jade. Nawet gdybym nic nie musiala robic przy Terroryscie (a przeciez sie nie da) to odradza mi 150 km jazdy.
Lozysko przednio cos tam... Klusek ulozony w poprzek. Najprawdopodobniej lozysko przeszkadza mu w odwroceniu, ale to nie wazne teraz.
Zadnego wysilku. Najlepiej lezec. W kazdej chwili moze sie odkleic. Ale mam sie nie martwic, bo to wcale nie powiedziane... Moze sie przesunie... Moze Klusek sie ulozy... Moze problemem bedzie wielkosc Kluska i decyzja czy cesarka czy naturalnie...
Klusek jest duzy. Gin sie pomylil i pyta "my 33 tydz mamy??? duzy chlopczyk...", a ja na to "nie 30 tydz.".
Czyli pocieszajace, ze babel duzy jakby co...
Nie jestem w nastroju do pisania. Rodzice sie martwia, ze cos nie tak, ja sie martwie, ze moze byc wczesniak, ze nie moge jechac do mojego miasta...
Zabralam Smarkactwo po poludniu na spacer. Niania zachwalala, ze ladnie chodzi na nozkach- czego ja nie moglam wyegzekwowac - wiec postanowilam zmeczyc smyka (spal do 15.00 i moglyby byc problemy z wieczornym zasnieciem). A Terrorysta jak nie moj Terrorysta. Ani razu nie ujrzalam lapek wzniesionych w gore i wbitych we mnie zbuntowanych slipiat, ani razu nie uslyszalam wrzaskliwego "maaammmaaa opa". Normalnie szlam i z zachwytu wyjsc nie moglam. A chodzilismy przeszlo godzine.
Z oddali widzialam dawne mieszkanie, na wzgorzu, w promieniach slonca... Tak jakos smutno mi sie zrobilo. Bo niby teraz mam wygodniej... nizej... Terrorysta sam schodzi ze schodow i wchodzi..., ale ja taka porabana jestem, ze strasznie przywiazuje sie do ludzi, miejsc. Moge byc tylko gdzies tydzien, a przy odjezdzie lzy mam na koncu oka... Ehhh... Sentyment mam i tyle.
Nocke mialam z glowy. Wczoraj przyszli znajomi i chyba Slubny przechwalil Terroryste. Najpierw 2 razy wstawalam do niego. Ok. 3.00 maly przyczlapal sie do sypialni z wiertarka dziadkowa pod pacha i kolkiem na kiju - takie tam kolorowe do pchania. Poszlam do niego sie polozyc, bo naszego lozka Terrorist nie toleruje ( chyba dobrze). Ale lajza mala co chwila wylazila z lozka i paletala sie po chalupie. Malo tego. Jeszcze mnie nawolywal truten jeden.
Rano niezbt przytomna bylam jak synus wparowal o 9.00 do sypialni (jakos nad ranem poszlam do siebie) z krzykiem na ustach "mama tań". Zlitowal sie Slubny i pozwolili mi pospac do 10.45.
Slubny po 11.00 pojechal na mecz do Pyrlandii. Ja sobie ogarnelam chlupe (znowu!!!!), zjadlam sniadanko i postanowilam wydelegowac Trutnia do spania. Jednak smarkaty mial inne plany. Kombinowal i kombinowal i padl ok 13.00. Wykonczyl mnie. 1,5 godz. sie z nim uzeralam. Teraz spi, a ja mam chwile spokoju.
Wrabalam pol paczki "krowek" i teraz mi niedobrze. Moje lakomstwo nie zna granic. A potem, ze mi ciezko, ze duza jakas sie zrobilam... ale slodkie to garsciami.
... i jak na razie brak internetu :( . Dorwalam sie do sluzbowego laptopa Slubnego. Strasznie wolno chodzi i nie bardzo mam do cholerstwa cierpliwosc.
Balam sie spania Terrorysty w swoim pokoju, w swoim lozku. Niepotrzebnie. Tylko pierwsza noc musialam zwlec dupsko z 6 razy i isc poglaskac szkraba po glowce. Teraz to z reguly raz musze do niego isc. Slubny oczywiscie udaje, ze nie slyszy i tylka nie rusza. Wygodnicki. A ja, coby mi sie dzieciak nie wybudzil, nie szarpie malzonka i nie wykopuje z lozka tylko sama zasuwam. Ale czas to zmienic, bo za przeszlo 2 miesiace bede latala do dwojki. Co to to nie !
***
Tutaj ciagle latam z miotla i mopem. Jak to wykancza. Wszedzie pelno kurzu. A mowili, ze drewniane panele wcale tak nie przyciagaja smiectwa roznego rodzaju. Chwilowo sie pocieszam, ze jeszcze robotnicy paletaja mi sie po piwnicy i wykanczaja, wiec stad tyle tych kotow mi lata. No ale jak sie nie zmieni po zakonczeniu prac piwnicznych, to chyba sie zalamie. Albo urodze pomiedzy zmiataniem a myciem :).
Brakuje mi moich widokow ze starego mieszkanka. Wu wie cos na ten temat. Piekne fotosy robi wschodom i zachodom. Wu tez mi brakuje. Niby daleko nie mamy do siebie, ale wczesniej swiadomosc, ze w paputach mozemy do siebie zaiwaniac, dzialala kojaco. Ojojoj...
Slubny mnie oswiecil, ze 7 pazdziernika przyjda panowie telefon podlaczyc, a co za tym idzie neta. Niewiele mi to da, bo 10.10 jade na tydzien do Rodzicow, czyli nie nadrobie zaleglosci na blogu:(. No ale pewnie to juz ostatni raz przed porodem. Potem nie dam juz rady zajac sie Tutkiem u Rodzicow. Juz teraz mi ciezko.
Zreszta to ja chyba jakas wyrodna czy cos matka jestem. Rano czekam kiedy przyjdzie pora spania malego, a jak sie budzi to juz najchetniej od razu wypchnelabym go do opiekunki. Normalnie zaczynam sie martwic. Psiapsoly pocieszaja, ze to z przemeczenia, ale czy ja tam wiem...