Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05
|
06 |
07 |
08 |
09
|
10
|
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
Archiwum czerwiec 2008, strona 2
A tak, odwiedzila mnie sasiadka. Dziwne, ze dopiero od niedawna zaczelysmy ze soba gadac. Juz dosc dawno zostalysmy sobie przedstawione, ale jakos nam nie szlo. A bardzo sympatycznie nam sie rozmawia - przynajmniej ja to tak odczuwam. Moze dlatego, ze jestesmy w ciazy i praktycznie na tym samym etapie??
Wiec byla ze swoim synkiem, trzyletnim. Moj Tutek po prostu stal sie innym dzieckiem. Nie piszczal jak wiekszosc dnia), ladnie sie bawil. Wiadomo troche walczyli o zabawki, ale do rekoczynow nie doszlo :). Tutek dorwal sie do paluszkow. Hm no coz jedyny jego posilek w dniu dzisiejszym. W poludnie przez sen udalo mi sie wcisnac mu butelke z mlekiem do buzi.
A my mamuski moglysmy poplotkowac. A tego mi brakowalo od miesiecy. Wiecznie z dzieckiem uwieziona w domu wreszcie dorwalam sie do kogos w moim wieku, kto mowi a nie klepie po swojemu.
Sasiadka troche fotek postrzelala. Uwiecznila brudne stopki mego synka, hehe, dawno taki brudas nie byl.
A poza tym odpieklam mieso - ciekawe dla kogo, Tutek juz 3 dzien odmawia spozywania jakichkolwiek posilkow, a mi tez jakos nie podchodzi miecho. Zezarlam miche truskawek i wypilam litry wody mineralnej. Dziwne, z Kluskiem niewiele jem, podczas gdy z pierworodnym opychalam sie za 10-ciu i to z reguly slodycze.
Lece spac, bo znowu pobudke bede miala miedzy 5-6.00. Tylko jeszcze przewine malego, no i sprobuje mleko mu wcisnac przez sen.
Ach jeszcze cos. Eliza dachowala dzisiaj. Na szczescie nic sie nie stalo ani jej ani malej. A to dzieki fotelikowi. Musimy tez zmienic, bo nasz jest beznadziejny.
Tutek, czyli Tuptasek przegial dzisiaj na maksa. Obudzil sie o 5.00 rano!!! Marudzil caly ranek i tym sposobem o 6.30 juz szlifowalismy ulice. Zrobilismy zakupy, poszwedalismy sie po targowisku i po 8.00 bylismy w domu. Umeczylam sie wnoszeniem torby wypchanej zywnoscia, Tutka i jeszcze torebki, ktora chyba tone wazyla. Probowalam wepchnac jakakolwiek zywnosc w malego, ale skutecznie sie bronil. Polozylismy sie spac o 10.00. Tutek nawet przez sen postanowil mnie wykonczyc, do tego sie przebudzal i tym sposobem nie odespalam nieciekawej nocki i beznadziejnej pobudki. A tymczasem synek obudzil sie po 13.00 i nadal byl upierdliwym, piszczacym i niemogacym znalezc sobie miejsca dzieciakiem.
Obiadu nie tknal. Mi nie pozwalal nic zrobic, bo ledwo zaczelam zmywac, przygotowywac obiad, robic herbate itp. zaczynal ryczec. Juz dawno nie dal mi tak w kosc. Wytargalam go znowu na dwor, coby czas minal jakos do wieczorka. Nawet ciocie J. odwiedzilismy. Maly wygladal na zmeczonego juz kolo 17.00. Mialam nadzieje, ze zasnie szybko, no ale tu tez mial dla mnie niespodzianke i mialczal od 19-21. Mam dosc wszystkiego. Nawet nie wiem czy skladnie pisze, bo jestem tak zmarnowana.
Weekend minal sympatycznie. W koncu po raz pierwszy bez dziecka od 1,5 roku. W piatek dlugo rodzice sie mna nie nacieszyli, bo wyszlam z A. i jej bratem na piwko. Tzn ja na wode mineralna, bo Klusek. Bylismy w ogrodku na rynku. Poczatkowo jak jakis dzikus sie musialam zachowywac. Caly czas gapilam sie na ludzi i nie moglam sie skoncentrowac na tym co do mnie mowia A. i M. I ten gwar... o zawroty glowy mnie przyprawial. Tak to juz chyba jest jak sie spedza czas tylko z dzieckiem...
W sobote za to spotkanie klasowe po 10 latach. Malo nas bylo (1/3 klasy), ale nawet sympatycznie. Wychowawczyni przybyla i nawet troszke posiedziala. Powspominalismy, posmialismy sie, tort zjedlismy... no fajnie bylo. W domu wyladowalam po 2.00.
e tam pisze na sile wiec koncze.
acha... czuje ruchy Kluska. upewnilam sie o tym na spotkaniu klasowym. wariowal , chyba moje zmeczenie mu sie udzielilo.
biedny Tuptasek. obudzil sie i niby bylo ok. ale po jakiejs godzinie po wstaniu zaczal stawiac "szczepiona" nozke na palcach, a potem kazal sie nosic. teraz dostal czopek przeciwbolowy i niby jest lepiej - nozke stawia na paluszkach. ale wlazi i wylazi do walizki, w ktora probowal sie Slubny zapakowac, a na koniec przepakowal sie do wiekszej. a zawsze marudzi, ze tyle ciuchow biore. tyle, ze ja w ta walizke siebie i Tuptaska pakuje.
jakis Slubny zalamany po wczorajszej rozmowie. nawet sie nie dziwie - uslyszec, ze nie jest sie chyba kochanym nie nalezy do rzeczy przyjemnych. ale chcial szcerosci.
Tuptas wariuje z walizka wiec czopek chyba dziala. huuuuurrra. oby nocka byla przespana.
tym sposobem dotarlam do wlasciwego dnia tygodnia. nadrobilam zaleglosci w pisaniu, bo na wsi bylam odcieta od internetu.
no wiec rano dotarlam na szczepienie Tuptaska- dobrze na tym niezagladaniu do skrzynki wyszlam, bo tylko raz w tygodniu przyjmuja rano ( w pozostale dni tygodnia przyjmyja w godzinach, kiedy Tuptasek spi). Maly jak zwykle mnie zaskoczyl, bo nawet nie zapiszczal. tylko zbyntowal sie, ze usztywniam mu nozke i obca pani go dotyka. ale na tym wyrazeniu buntu koniec. zadnych lez, lamentow. twarda sztuka z tego mojego malego mezczyzny.
wczoraj wieczorem Slubny zauwazyl moja obecnosc. wczesniejsze tygodnie zajety byl zdobywaniem biletow na mistrzostwa, szukaniem noclegow w Austrii, omawianiem trasy z kumplami i takim innym planowaniem wyjazdu. tyle tylko, ze ja nie mialam jakiejkolwiek ochoty na rozmowy i poswiecanie mu czasu. no ale w koncu pogadalismy. on twierdzi, ze wie, ze powinnismy cos zmienic w naszym malzenstwie, bo zaczynamy sie oddalac ( wedle mnie to sie sypie), ze na nic czasu n ie mamy, a juz najmniej dla siebie ( szkoda ze dla kumpli ma czas, na siedzenie i godzinne przegladanie samochodow na internecie tez czas jest, nie wspomne o meczach i innych glupotach), ze trzeba jakos przeorganizowac nasze zycie, zeby bylo lepiej. no zobaczymy. poki co ja sie wypalilam i juz nie kiwne palcem w ratowaniu tego uczucia. jak on sie postara i zaczne widziec sens jakis tego wszystkiego to sie wlacze. ja juz tyle razy pierwsza wyciagalam reke, ze teraz mam dosc. co ma byc to bedzie. mam Tuptaska, Klusek w drodze i to sa moje najwieksze szczescia.
dzwonilam przed chwila do Slubnego. jak tak ma wygladac ratowanie NAS, to ja pierdole. juz jakies fochy ma. on chyba sam nie wie czego chce. e tam. szkoda czasu na rozmyslanie o tym wszystkim.
chwilowo zyje weekendem. jade do mojego rodzinnego miasta na spotkanie klasy z liceum. najpierw mialam nie jechac, bo Slubny na mistrzostwa wyjezdza, no i z kim Tuptasek, ale w zeszlym tygodniu postawilam na swoim. bo kurwa co? Slubny wiecznie lazi na imprezy, wyjezdza ciagle do miasta studenckiego, spotyka sie ze znajomymi, a mnie to zamknal w domu, bo dziecko. a to dziecko ma oboje rodzicow i nie widze powodu, dla ktorego jedno z nich ma zrezygnowac z wlasnego zycia. innym matkom jakos dziecko nie przeszkadza w spotykaniu sie z kolezankami, bo mezowie w tym czasie je wyreczaja. a ja od 18 m-cy ciagle z Tuptaskiem.
wiec zazadalam opiekunki na caly weekend. no i wtedy sie okazalo ze Mamusia Slubnego moze sie zajac Tuptaskiem ( moi rodzice sa schorowani i nie daja sobie rady z opieka nad malym- mama na wozku). malo tego - jade na 2 noce do moich rodzicow. a to oznacza, ze wreszcie odespie, spotkam sie ze znajomymi i wroce z nowa energia do opieki nad synkiem.
no to odezwe sie po weekendzie.
czas spedzony na wsi nalezalby nawet do udanych, gdyby nie E. ( mamusia coreczki), ktora caly czas miala cos do Tuptaska. a to ze sie za wczesnie rano budzi ( mnie tez nie jest wesolo jak ok 6 rano male lapki mnie wyrywaja ze snu), a to ze jak sie cieszy to wyraza to dosc glosno i jej corcia sie boi (ale jak mala sama sie darla to juz mamusi nie przeszkadzalo), ze Tuptasek nie chce oddac Malej zabawki ( bozeee on ma dopiero 1,5 roku), ze wysypuje piasek z piaskownicy ( to po co ta piaskownica jak dzieci nie moga sie bawic bezstresowo).
no ale ogolnie odpoczelam, opalilam sie troszke, bo caly dzien na dworze spedzalysmy. dzieciaki sie wybiegaly, wybawily, dotlenily, prezenty na Dzien Dziecka przyjely od Chrzestnego i dziadkow Tuptaska, ktorzy przyjechali w odwiedziny a przy okazji pewnie sprawdzic jak sobie radzimy.
a w poniedzialek przyjechal po nas Slubny, bo we wtorek musialam isc do poloznych. u poloznych nic nie zalatwilam, bo nie mialy kart ciazy, jak wrocilam do domu to okazalo sie, ze wlasnie sa szczepienia i ja powinnam tam byc z Tuptaskiem ( tak to jest jak za pozno poczte sie wyciaga ze skrzynki). niestety maly byl juz tak padniety, ze nie bylo sensu go tam taszczyc. zadzwonilam, przelozylam, a Tuptaska polozylam spac - siebie tez, bo musialam odespac weekend na wsi :)